wtorek, 19 listopada 2013

Szkoła...

Chcę was tylko przeprosić,za ciszę na bogu,ale nie mam czasu na pisanie...mam dużo nauki.
Zacznę pisać,nie wiem kiedy i z jaką częstotliwością,więc nie macie nawet co tu zaglądać,na co dzień;)

wtorek, 22 października 2013

Kocham Was!

Dziękuję mam już ponad 1,5 tys. wyświetleń<3

Malunki na Ścianach-Rozdział 3

Od kilku dni nie wychodziliśmy z domu i szukaliśmy różnych informacji,na temat mojej "rasy"(nie wiem po co).Ja miałam przeszukiwać książki,a Sam szukał w jakiś "wujku google",który mieścił się w dziwnym prostokątnym i wydającym odgłosy czymś, co Sam  nazywał komputerem.
-Sam,kiedy wyjdziemy na dwór?-spytałam lekko znudzona ciągłym siedzeniem w zamknięciu.
-Kiedy tylko zechcesz,o pani-uśmiechał się do mnie łobuzersko
-Teraz
-Dobrze,więc chodź-ruszyliśmy w stronę wyjścia,otworzyłam drzwi i wyszłam,a on za mną.
-Wyszliśmy,cieszysz się?Chodź,wracamy-spojrzałam na niego spode łba
-Bardzo śmieszne
-No dobra,chodź pokażę ci miasto
-Ale,że miasto?Przecież ja się za bardzo wyróżniam
-Daj spokój,znam większe dziwadła
-Jasne...wiesz co mam pomysł,poczekaj-wyobraziłam sobie siebie "nowocześniejszą" i poczuła delikatne mrowienie po chwili przemieniłam się w rudowłosą dziewczynę,w bluzce w czerwono-czarne paski.

-Nie musisz szpanować...przepraszam chwalić-uśmiechnął się
-Zrób mi słownik,to będzie ci łatwiej
-Nie chce mi się
-Leniuch-Sam przystanął,zrobiłam to co on,po chwili stania,w ciszy spytałam się go:
-Po co stoimy,a nie idziemy do przodu?
-Czekamy na autobus-spojrzałam na niego zdziwiona-zobaczysz-po chwili przed nami,dosłownie pojawił się biało-zielono-niebieski sześcian,Sam wszedł do niego,a ja za nim.
-Tada,to zawiezie nas do następnego przystanku-uśmiechnął się i usiadł na dziwnym plastikowym(nauczyłam się tego słowa z książek) krześle,usiadłam koło niego.Po kilkunastu minutach,wysiedliśmy,a potem wsiedliśmy do innego autobusu.
-Po co wysiedliśmy,skoro znowu wsiedliśmy?-spytałam
-Tak dla fazy-ah te jego słowa
-Dla fazy?
-Dla zabawy
-Dużo to wyjaśnia...-dalej siedzieliśmy w milczeniu,aż w końcu dotarliśmy do parku.Sam wziął mnie za rękę i wyprowadził z zatłoczonego autobusu,a potem przeprowadził przez ten na dworze.Gdy puścił moją dłoń, powiedział:
-Gdzie chcesz iść najpierw,pod ten pomnik,-wskazał dziwne wykręcone coś-czy wolisz zobaczyć tamten?-wskazał odległy pomnik uwieczniający jakiegoś człowiek

-Ten z orłami,no chyba,że to nie orły...
-To orły,jesteś pierwszą,która ogarnęła to bez wycieczki szkolnej-ruszyliśmy,w stronę ogromnego pomnika, z każdym krokiem,jego rozmiary robiły coraz to większe wrażenie.Przez niego zdawało mi się,że jestem małą nie znaczącą nic mrówką i tak w istocie było.
~~~









Siedzieliśmy,w cieniu drzewa,a obok płynęła jakaś rzeczka,gdy wcześniej pytałam się Sam,co to za rzeka,on odpowiedział,że nie uważał na wycieczce szkolnej,czyli po prostu,że nie wie.Cały dzień spędziliśmy na chodzeniu w te i wew te.
-Idę kupić coś do jedzenia,poczekaj tu na mnie-zrobiłam to co kazał,po chwili zobaczyłam,że niesie jakieś dziwne żółte,małe prostokonciki. Nagle,przed moimi oczami pojawiła się wizja,tym razem tylko jedna.Ja i Sam siedzimy,tu w tym miejscu,w którym jestem,jemy,to co on niósł,Sam coś mówi,a potem ja rzucam mu się na szyję.Gdy "wróciłam" ze swojej wizji zobaczyłam nad sobą rękę i usłyszałam:
-Nic ci nie jest,co znowu widziałaś?
-Nic,daj spokój-usiadł koło mnie
-Masz zjedz to-podał mi coś zawiniętego w serwetkę-frytki,spróbuj-rozwinęłam papierek i wyciągnęłam jedną z frytek i włożyłam ją sobie do ust,smakowała podobnie do pieczonych ziemniaków.Odwróciłam się w stronę blondyna,nie jadł,wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.Po paru chwilach odwrócił się w moją stronę
-Wiesz...bo ja...kocham cię-widziałam,że kosztowało go powiedzeni tych kilku słów wiele stresu.Patrzyłam na niego, przez chwilę,zdziwiona,po czym rzuciłam się na jego szyję
-Ja ciebie też-spojrzałam mu w jego piękne błękitne oczy,a on mnie pocałował



poniedziałek, 23 września 2013

Mam nową fazę...więc ten blog źle skończy:P

Po pierwsze i najważniejsze:

Kocham Trylogie "Czarnego Maga"!!!

A po drugie,mam tu kilka fajnych,dziwnych i zaskakujących fragmentów "Nowicjuszki"(drugiej części trylogii "Czarnego Maga"):

Fajny,wzruszający:
     "Nie był pewny,czy jego "przyjaciel" jest zdolny do żalu czy poczucia winy.Równie dobrze może cieszyć się z jej nieszczęścia.
      Mimo wszystko jednak wciąż pragnął wierzyć,że jest inaczej."
Coś dziwnego,ale do przewidzenia:
Musiała bym przepisać pół książki,żeby ktoś,kto nie czytał "Nowicjuszki",coś zrozumiał więc zachęcam was do przeczytania wszystkich rozdziałów powiązanych z Dannylem i Tayendem po 10 razy(tak przy okazji najfajniejszy,fragment o nich, strona 564 i 565 :)
Niby przewidziałam,a jednak:
"-Zażądam opieki nad Soneą.Jej umiejętności są bardzo duże,a ponadto,jak raczył zauważyć Loren ma ona ogromną moc.Nikomu nie przyjdzie do głowy kwestionować moją decyzję."

No to tyle...na dzisiaj:)

niedziela, 1 września 2013

Powrót z nudnego wyjazdu,a w raz ze mną przyjechały rysunki:)

Dla zabicia nudy człowiek robi różne rzezy:

Najgorszy,spójrzcie na oko o.O


Najlepszy:)




Wiem rozwalam bloga,ale jest mój,więc mogę:P

Gildia Magów,czyli książka warta polecenia

      
      
              Co roku magowie z Imardinu gromadzą się, by oczyścić ulice z włóczęgów, uliczników i żebraków. Mistrzowie magicznych dyscyplin są przekonani, że nikt nie zdoła im się przeciwstawić, ich tarcza ochronna nie jest jednak tak nieprzenikniona jak im się wydaje. 
           
             Kiedy bowiem tłum bezdomnych opuszcza miasto, młoda dziewczyna, wściekła na traktowanie jej rodziny i przyjaciół, ciska w tarczę kamieniem - wkładając w cios całą swoją złość. Ku zaskoczeniu wszystkich świadków kamień przenika przez barierę i ogłusza jednego z magów. 
          
           Coś takiego jest nie do pomyślenia. Oto spełnił się najgorszy sen Gildii: w mieście przebywa nieszkolona magiczka. Trzeba ją znaleźć - i to szybko, zanim jej moc wyrwie się spod kontroli, niszcząc zarówno ją, jak i miasto.

<Opis przepisany z okładki książki "Gildia Magów", Trudi Canavan">


          Ta książka jest po prostu fenomenalna! 
 Przyniosła mi ją koleżanka i dosłownie kazała przeczytać,a ja po mimo opowieści taty o trzydziestoletnich facetach czytających tę książkę,wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać...i ku mojemu zdziwieniu książka okazała się najlepszą jaką czytałam,przez całe trzynaście lat mojego życia.
 Zazwyczaj piszę streszczenia książek,jednak tym razem wolę spróbować przekonać  was,do przeczytania Gildii Magów,niż zdradzić sekret kryjący się na jej 520 stronach.                                            Uwaga,to nie tylko,książka dla fanatyków fantasy,ale także dla zwykłych ludzi,którzy chcą,aby ich życie stało się bardziej magiczne i pełnie zaskakujących przygód i akcji.
  Niech Harry Potter i Zwiadowcy się schowają i nie pokazują,nigdy więcej twarzy,bo właśnie znalazłam coś o niebo lepszego:)


      Chwała Trudi Canavan!
   
    
Mój brzydki rysunek Sonei


środa, 28 sierpnia 2013

:P

Trochę do książek to ma...




Faza na Pottera nigdy nie przeminie!On nigdy nie umrze!

Czcijmy Pottera póki możemy!


Uwaga,na blogu od dzisiaj będą się pojawiać,takżemoje przemyślenia,może pamiętnik itp. :)

piątek, 23 sierpnia 2013

Baśniebór cz.1-Szczegółowe Streszczenie(cz.1)

Gdy dziadkowie,ze strony mamy,umierają,rodzice Kendry i Setha,aby spełnić ich ostaniom wolę wyjeżdżają na ekskluzywny rejs.Niestety dzieci nie zostają zaproszone i muszą spędzić  dni z nie chcącymi ich w domu dziadkami,ze strony ojca.Po długiej jedzie samochodem w końcu są na tyle blisko rezydencji dziadków,by jechać po ich długim, dziwnym podjeździe,całym w tabliczkach odstraszających gości.Na samym początku ich pobytu,dziadek,Stan,wygłasza im dużą ilość sztywnych zasad,między innymi takich jak zakaz wchodzenia do stodoły,czy lasu,zaś ich babcia,Ruth,akurat wyjechała do umierającej ciotki(cała rodzina podejrzewa, że Ruth,potajemnie,rozwiodła się ze Stanem,bo od dawna nie widziano ich razem).Po mimo dużej ilości rozrywek,takich jak cyfrowe(w sensie zaznaczone są cyfry,a każda cyfra,ma pod porządkowany inny kolor) malowanki gosposi,Leny,basenu i gier,pewnego dnia Seth wychodzi do lasu,gdzie spotyka dziwną staruszkę.Gdy kobieta proponuje mu wsadzenie ręki do dziwnego pudełka chłopiec ucieka w stronę domu,o dziwo staruszka go nie goni.Potem Seth wychodzi z ogrodu jeszcze raz,a podczas drugiego pobytu w lesie znajduje przepiękny staw z altankami,który chce pokazać siostrze.Zapomniałam wcześniej wspomnieć,że Kendra podczas nieobecności brata próbuje rozwikłać zagadkę kluczy,które dostała od dziadka,za każdym razem,gdy otwierała jedną z ukrytych skrytek znajdowała tam nowy klucz i czekoladki w kształcie róży o przepysznym smaku.Pierwszy klucz był w skrytce,w szafce,w domku dla lalek i pasowała do jednego z trzech zamków tajemniczej książki.
Gdy Kendra,po długich namowach odwiedza staw z altankami,nie może uwierzyć,że dziadek, ukrywa tak przepiękne miejsce.Niestety dzieci zostają przyłapane i dostają karę na nie wychodzenie z pokoju przez jeden dzień.Podczas odbywania kary Seth znajduje dziurkę od maleńkiego klucza na brzuchu jedorożca na biegunach.Kendra otwiera tajemną skrytkę w brzuchy konia z rogiem i wyciąga kolejny klucz i kilka czekoladek,którymi pod przymusem dzieli się z bratem.Kluczyk otworzył drugi zamek książki.Po krótkich namyśleniach dziewczyna odkrywa,że trzeci kluczyk znajduje się w szkatułce z biżuterią,dzięki niemu otwiera książkę,chodź na okładce widnieje napis”Dziennik Sekretów”,to w środku ukrywają się tylko czyste,białe kartki.Po dłuższym czasie dziewczynka kartkując natrafia na napis ukryty przy zszyciu,a mianowicie”Wypij mleko”,tylko jakie mleko,jedynym mlekiem,prócz tego które piła na co dzień,jakie znała,było to które codziennie Dale(pomocnik Stana),zostawiał dla motyli.Dale jednak mówił,że to mleko jest pełne bakterii i nie można go pić.Nazajutrz Kendra wykorzystuje brata,każąc mu spróbować mleko.Seth mówi,że jest słodkie i że motyle zmieniły się we wróżki, ciekawa dziewczynka też bierze do buzi odrobinę mleka i,po chwili przed nią pojawia się pojawia się ich dziadek,każe jej puść,do jego gabinetu.W gabinecie,okazuje się,że cieci odkryły rodzinny sekret.Sekretem tym było to,że ich dziadkowie są opiekunami magicznego rezerwatu,a mianowicie Baśnioboru.

Resztę napiszę w innym poście,kiedy indziej:)


wtorek, 13 sierpnia 2013

Nie moje,ale cudne:)


-Lubisz mnie?
On odpowiedział:-nie
Myślisz ze jestem ładna?-zapytałam
Znowu odpowiedział:-nie
Zapytałam wiec jeszcze raz:
-Jestem w twoim sercu?
odpowiedział-nie
Na koniec się zapytałam:-Jakbym odeszła, to byś
płakał za mną? 
Odpowiedział, ze nie.
"Smutne"- pomyślałam i odeszłam.
Złapał mnie za rękę i powiedział:-Nie lubię Cię,
kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna,
tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu,
jesteś moim sercem. Nie płakałbym za Tobą,
tylko umarłbym z tęsknoty.

Słodkie,ale nie prawdziwe

środa, 7 sierpnia 2013

Malunki na Ścianach-Rozdział 2

Gdy łzy przestały napływać mi do oczu,wyswobodziłam się z objęć Sama i spojrzałam w jego piękne, niebieskie oczy, poczułam,że znalazłam się w domu.
-Chodź,robi się ciemno-bez protestów wstałam,spojrzałam na ognisko i mruknęłam Ofrene. Ogień zgasnął. Ruszyła za blondynem do wyjścia,gdzie spostrzegłam,że gór już nie ma,wcześniej musiałam ten fakt przeoczyć...
~~~
Po pół godzinnym marszu zobaczyłam dziwne budynki.
-Witaj w Szczecinie
-Aha-spojrzałam na niego zdezorientowana 
-To jest miasto w którym mieszkam-wskazał ręką budynki-chodź pokażę ci mój dom...i przedstawię matkę-ruszyłam za nim bez słowa protestu.Po pewnym czasie przystanęliśmy przy domu z numerem 13
-Co oznacza to 13-wskazałam tabliczkę z liczbami
-Numer domu
-A po co on,u mnie ich nie ma?
-Żebyś wiedziała do którego do,u dostarczyć np. pizze
-Co to pizza?
-Jedzenie
-Aha,a jaka jest tu ulica?
-Pirenejska, chcesz wejść,czy wolisz stać po ciemku,na dworze?-gestem ręki pokazał drzwi,które potem otworzył 
-Sam,to ty?Przyprowadziłeś kolegów?-usłyszałam głos jakiejś kobiety
-Tak,mamo wróciłem,po nie kąt przyprowadziłem kolegów- odkrzyknął Sam,po czym szepnął do mnie:
-Będzie ci zadawać różne dziwne pytania,postaram się odpowiadać za ciebie,dobrze?
-Tak- przystałam na propozycję niebieskookiego,po chwili podeszła do nas wysoka blondynka,mająca piwne oczy,ubrana równie dziwne,co jej syn,jednak jej bluzka nie miała tak nieziemskich kolorów,jak ta którą miał na sobie Sam
-Witaj,jestem Maria, a ty jak masz na imię?-Choć to pytanie było nad wyraz normalne i proste Sam odpowiedziała w pośpiechu:
-yyy...Elena,to jest Elena
-Czemu nie dałeś jej samej odpowiedzieć?
-Jest...wstydliwa
-Dobra,a teraz główne pytanie,od kiedy masz dziewczynę?-jak jakaś dziewczyna może należeć do Sama?
-Od niedawna, jakiś dwóch miesięcy
-Dobra,widzę,że nie masz ochoty na pogawędkę,więc idźcie do twojego pokoju i dajcie mi spokój-Sam wziął mnie za rękę i szybko pociągnął w stronę białych drzwi na końcu pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy, gdy zamknął drzwi, nie wytrzymałam i spytała się:
-Jak dziewczyna,czemu nie dałeś mi się przedstawić i przekręciłeś moje imię???
-Więc tak dziewczyna,u nas, to także określenie kogoś takiego,kogo się kocha i kto kocha ciebie,a ona,ta osoba wyznała to  i są teraz parą,zrozumiałaś?
-Tak,mniej więcej,ale my przecież nie jesteśmy parą-spojrzałam na niego z zwątpieniem
-Nie dała by mi spokoju...to znaczy nam,a co do tego,że nie pozwoliłem ci się przedstawić sorry,ale to twoje "Dzień dobry,jestem Ellen,córka Miriam i Astrela,Elfka, wysokiego rodu",jest trochę dziwne w naszych czasach i twoje imie u nas nie istnieje
-Jesteś pierwszą osobą,która to zapamiętała-uśmiechnęłam się do niego
-Ma się ten talent
-Co teraz?
-I tu jest problem,ale jak na razie nie duży,masz farta,Maria jutro wyjeżdża,więc mam do końca wakacji mam wolną chatę,czyli nie ma dla ciebie jak na razie problemu z noclegiem
-Pierwsza sprawa mogę spać w jaskini,a druga,poproszę o tłumaczenie,na mowę wspólną,czyli na normalny Słowiański
-Polski,tak?
-yyy,chyba tak
-No więc tak:moja mama wyjeżdża,czyli dom będzie tak jakby mój,co oznacza,że możesz tu spokojnie zamieszkać na czas jej nieobecności
-Już mówiłam,że wystarczy mi jaskinia,wcześniej dawałam sobie tak radę
-Ale wcześniej to nie był by dziwne i wcześniej nie musiałem się o ciebie martwić
-Ale,przecież nie musisz
-Jesteś moim problemem
-Ale nie muszę nim być
-Musisz
-Czemu?
-Bo tego chce
-Czemu?
-Nie wiem,proszę daj spokój-spojrzałam na niego i znowu przez moją głowę przetoczyły się wizje,jak wcześniej udało mi się odczytać tylko jedną,ja i Sam tańczący,a reszta była rozmazana,poczułam odpływ sił,Sam przytrzymał mnie i nie pozwolił upaść,gdy poczułam,że siły mi wracają powiedziałam do trzymającego mnie blondyna:
-Dwie wizje w ciągu jednego dnia,trochę za dużo,możesz mnie już puścić-chłopak nadal tulił mnie do siebie
-Na pewno,już dobrze?-spytał niepewny
-Tak-wstałam,od razu po pierwszym kroku potknęłam się i znowu wylądowałam w jego objęciach
-Tak,na pewno już dobrze,na pewno-powiedział sarkastycznie Sam,po czym podniósł mnie i położył na łóżku
-Śpisz dzisiaj tu-chciałam mu zaprzeczyć-bez gadania-podszedł do szafy i wyciągnął(chyba)pościel,ułożył ją przy łóżku
-Ale ty ze mną,nie pozwolę ci spać na podłodze-spojrzał na mnie jak na głupią,ale posłusznie podniósł pierzynę
-Ale,wiesz jak to będzie wyglądać?
-Normalnie
-Nie...a z resztą nie ważne,nie zrozumiesz
-Czego?
-Czego,to w swoim czasie,albo nawet nigdy,dobranoc-coś koło Sama pstryknęło i wokół zrobiło się ciemno

~~~
Obudziłam się przytulona do Sama,musiało mu to nie przeszkadzać,bo jego oczy patrzyły na mnie z troską
-Dzień dobry, śpiąca królewno,jak się spało,strasznie krzyczałaś,przez sen-przywitał mnie
-Dobrze,dziękuje,krzyczałam?-spytałam się
-Tak
-A co usłyszałeś?
-cytuje"Sam nie rób tego!","Nie mogę z tobą zostać!","Puść!","Kocham cię...ale,to nie ma sensu","Czemu mu to zrobiłaś!","Sam!Sam!Nie!!!"-zaczerwieniłam się
-To wszystko?
-Nie,ale więcej nie pamiętam-nastała cisza,leżałam w jego ramionach i zastanawiałam się co mogły oznaczać moje senne zdania,spojrzałam na Sama,uśmiechnął się do mnie i powiedział:
-Zrobię śniadanie,co ty na to?
-Dobrze,ale ci pomogę
-Za dużo tłumaczenia
-Jestem pojętnym uczniem
-Sama tego chciałaś
~~~
-A co to-podniosłam z deski postawionej na szafkach dziwny przedmiot z metalowymi paskami w czymś co przypominało kapelusz grzyba,z kapelusz odstawał długi gruby patyk.
-Blender-odpowiedział Sam,krojąc pomidory
-A do czego służy?
-Do...pokażę ci później
-A czemu nie teraz
-Bo robię kanapki
-Co???
-Takie coś do jedzenia,z resztą zobaczysz-skończył kroić pomidory i zaczął smarować czymś chleb,a potem położył szynkę i pomidory na nim i tak kilka razy. Spojrzałam na stół leżało tam coś co przypominało papier,wzięłam to i zobaczyłam,że coś na nim piszę, zaczęłam czytać"Dnia 30 lipca w okolicach Warszewa kilkoro turystów,ponoć,widziało białego smoka..."
-Sam,zobacz,tu pisze o Nexi-wskazałam na kawałek papieru
-Jesteś pewna,że o niej?
-Tak,opis się zgadza,trzeb jej poszukać
-Dobrze,ale po śniadaniu-podsunął mi pod nos talerz,wzięłam go i usiadłam przy stole.
Niepewnie spojrzałam na niego,a on pokazała mi,żebym wzięła kanapkę w obie ręce i ugryzła. Postąpiłam jak mi kazał, jedzenie okazało się dobre.
~~~
-To na pewno tu?-spytał się mnie Sam
-Tak,jestem pewna-odpowiedziałam
-Dobra,to którędy teraz?
-Tędy-ruszyłam przed siebie,a on za mną.Po kilku minutach zobaczyłam dziurę w ziemi
-I co nie mówiłam???
-No dobra miałaś racje-uśmiechnął się do mnie-no to gdzie ta twoja smoczyca
-Poczekaj chwilę-zaczęłam szukać Nexi umysłem,niestety nic nie znalazłam-nie ma jej tu
-Zaczęło padać,Sam pociągnął mnie do jaskini.Na samym wejściu zobaczyłam,że rysunek na końcu korytarza trochę się zmienił,że pojawiła się na nim Nexi. Spojrzałam na ten z wioską na nim też była,jednak tu było napisane"Jestem tu,nie mieszczę się cała w portalu".
-Sam,zobacz-wskazałam na napis
-Czyli jest u ciebie w świecie
-Tak,pewnie tak i nie u mnie tylko w krainie Fantasy,nie rządzę nią i nie będę,pamiętaj o tym
-Dobrze,jak chcesz-zaczęłam dygotać,zrobiło mi się zimno-zimno ci?
-Nie,spokojnie
-Chodź,bo zamarzniesz na śmierć-przytulił mnie do siebie i zmusił abym usiadła na podłodze,a on koło mnie.
-Cieplej,uparciuchu?
-Tak,chcesz posłuchać muzyki,jaką gramy u nas,bo ja twoją już znam i to aż za dobrze-uśmiechnęłam się do niego
-Dobrze-wypowiedziałam zaklęcie i wokół nas zaczęła rozbrzmiewać muzyka
-Nigdy nie przyzwyczaję się do tego.Zatańczysz?-wyciągnął w moją stronę rękę i pomógł wstać.Zaczęliśmy tańczyć i tańczyliśmy tak,do póki nie przestało padać.









sobota, 22 czerwca 2013

Historia zza Czerwonego Kła

Wokół mnie jest ciemno,nie widzę nic,prócz ścian budynków,które mnie otaczają...
~~~
Mama od zawsze mówiła mi,żebym nie chodziła koło starych magazynów,ale ja kiedy jestem wściekła,zawsze muszę się w coś wpakować.
~~~
Od paru minut stoję przywarta do ściany,z zakrwawioną ręką,a przed mną stoi człowiek, choć tak nazwać go nie można.Ma bladą twarz i czerwone oczy a w ręku trzyma ciężką beczkę.
~~~
Boję się,nie wiem co zrobić,wokół mnie roztacza się piękny zapach, który "przybija" mnie  do podłoża.Nie mogę się ruszyć, nawet nie słyszę jego oddechu,ani nie widzę żeby jego tors w miarowym tempie podnosił się do góry i opadał.
~~~
W końcu z nienaturalną gracją ruszył w moją stronę,gdy znalazł się niebezpiecznie blisko,zaglądam mu w oczy i widzę nienaturalny błysk podniecenia.Nagle słyszę upadającą beczkę i czuję,że podnosi mnie do góry,a potem rzuca mną,jak piłką i ląduję z głośnym trzaskiem,na podłodze,a on przy mnie klęka
~~~
Ostatnie co widzę,to jego białe kły wbijające się w moją rękę,czuję straszny ból, a potem mój świat się kończy...


Wiem,źle napisane i w ogóle...:P

Sorry,ale musiałam to wstawić:P

piątek, 21 czerwca 2013

Malunki Na Ścianach-Rozdział 1

Czułam zapach krwi, zwierzęcia, które przed mną stało, oczy sarny lśniły strachem…strachem przed śmiercią. Zawsze ten moment kiedy stoję i patrzę w czarną otchłań cierpiących, niewinnych ślepi mojego przyszłego posiłku,czuję dreszcz, zaczynam czuć, to co czuje moja ofiara. 
Spoglądam na Nexi, moją wierną smoczycę i słyszę w swoim umyśle ciche, pocieszenie towarzyszki:
-„Musisz żywić się mięsem, nie martw się, taka już jest kolej rzeczy…”-i wystrzelam strzałę, która trafia prosto w serce łani, podchodzę i wyciągam nóż aby skrócić jej cierpienia.
~~~
Poczułam wiatr we włosach, gdy Nexi wzbiła się w powietrze, zawsze, kiedy znajdowałam się wśród obłoków , czułam się inaczej, byłam wolna… Leciałyśmy w stronę wysokich gór, w stronę mojego domu, choć może nie do końca, jaskinia, która służyła mi za schronienie, znajdowała się nieco bardziej na północ,od kierunku, który obrała białą smoczyca. Ufałam jej, więc nawet nie pytałam do kąt podążamy.
~~~
Po godzinnym locie, poczułam, że moja towarzyszka ląduje.
- „Gdzie jesteśmy?”- spytałam ją myślami.
-„Zobaczysz, wejdź”- ruszyłam w stronę dziury w granicie, zobaczyłam,że w środku jest ciemno,więc cicho powiedziałam,Frine,czyli po elficku ogień i machnęłam dłonią,która machinalnie zapłonęła. Ruszyłam w głąb jaskini, na jej ścianach widniały dziwne malunki.Na pierwszym wielkie jaszczury, na kolejnym ujrzałam wioskę do której często chodzę na targ, a na samym końcu jaskini były namalowane dziwne,niebieskie prostokąty, dotknęłam ich i poczułam,że się unoszę.Wszystko w okół mnie zrobiło się  białe.
~~~
Obudziłam się, bo chyba tak to mogę nazwać,w jaskini podobnej do tej z malunkami.
-Kim jesteś?-usłyszałam głos jakiegoś faceta
-Dzień dobry,jestem Ellen,córka Miriam i Astrela,Elfka, wysokiego rodu-odpowiedziałam i spojrzałam na twarz nieznajomego, miał jasne,blond włosy i piękne niebieskie oczy. Zobaczyłam także,że dziwnie się na mnie patrzy
-Sam-podał mi rękę, nie wiedziałam,co zrobić, spojrzałam na niego ze zdziwieniem.Zrezygnowany spytał się tylko:
-Co tu robisz?
-Sama nie wiem,z kąt się tu wziąłeś?
-Byłem tu cały czas,a ty się nagle pojawiłaś
-Jak to,przecież byłam tu przed tobą?
-Z resztą,nie ważne,choć pomogę ci wstać- podał mi rękę i delikatnie pociągnął,aby pomóc mi stanąć na nogach. Dopiero teraz zobaczyła,że jest dziwnie ubrany,ma na sobie niebieskie,zrobione z dziwnego materiału spodnie i koszulkę koloru pomarańczowego,w takim odcieniu jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziałam.
~~~
-Nexi,Nexi- zaczęłam wołać swoją towarzyszkę, nie usłyszałam żadnej odpowiedzi
-Jak znowu Nexi???-spytał się mnie zdziwiony Sam
-Moja smoczyca, niby kto inny…-spojrzałam na niego i i nagle zobaczyłam kilka obrazów, najpierw mnie tulącą się do niego, a potem jeszcze kilka dziwnych wizji, tak rozmazanych, że prawie wcale nie widocznych. Po chwili upadłam zmęczona.
-Nic ci nie jest?
-Nie, miałam wizje…-nie chciałam mu zdradzać, tego co widziałam, było zbyt krępujące
-Co znowu, jaką wizje,o co ci chodzi, naczytałaś się za dużo fantasy?
-Jak można czytać kraj,w którym się mieszka, nie rozumiem?
-Straciłaś rozum?-czemu niby miało mi się coś stać, doszłam do wniosku, że nie ma się co z nim kłócić
-Rozpalę ognisko, zimno tu-po mimo jego protestów szybkim krokiem ruszyłam na dwór, pozbierać  chrust, podniosłam kilka pierwszych, suchych patyków i ruszyłam z powrotem do jaskini. Starannie ułożyłam patyki w stosik i wypowiedziałam zaklęcie:
-Frine ex Galingen- jak zawsze, gałęzie zapłonęły
-Jak to zrobiłaś?-spytał się mnie Sam
-Normalnie, tak jak to robi każdy elf- odpowiedziałam na pytanie z niemałym zdziwieniem
-Pokaż coś jeszcze-co mam niby pokazać,przecież nie uczono mnie żadnych widowiskowych sztuczek, tylko takich przydatnych…
-Frine Ele Krugl-i ogień zatoczył koło
-Jej,super
-Super,co znaczy super?-spytałam się
-Że coś jest fajne-odpowiedział
~~~
Przez jakąś godzinę Sam wypytywał mnie o różne rzeczy związane z magią,aż w końcu przypomniałam sobie,że muszę wrócić do domu, więc ostrożnie ruszyłam w stronę malunku z wioską.
-Co robisz?
-Wracam,do domu,Elachine Samie-i dotknęłam rysunku,nic się nie stało,czemu nie działa,czemu?Spróbowałam po raz drugi i trzeci,aż w końcu padłam na podłogę z płaczem.
-Nie martw się,wykombinujemy jakiś sposób,żebyś wróciła-próbował pocieszyć mnie błekitno oki blondyn
-Ale jak?
-Coś wymyślimy,wiem to-przytulił mnie, a potem zrozumiałam,że nie mogę wrócić,że muszę zostać tu,z nim…

Powracam ja i moje głupoty!!!

No więc wielki powrót moich głupich opowieści;P

środa, 23 stycznia 2013

Czemu życie takie jest?!

-Czy muszę się uczyć żeby zdać?
-Raczej tak
-Czy muszę zdać?
-Raczej tak
-Czy muszę iść do dobrego gimnazjum?
-Raczej tak
-Ale jak?!

Uwaga!
Może być,że to ostatni wpis na tym blogu,bo oficjalnie mam 3 z matmy na półrocze,czyli nie dostanę się do dobrego gimnazjum,żegnajcie!!!

poniedziałek, 21 stycznia 2013

O Scaleu i Półksiężyc

Oto opowiadanie,które napisałam dawno i do pewnej watahy,więc jest napisane z perspektywy wielu wilków,na dole są raczej wszystkie postacie,no chyba,że o kimś zapomniałam,więc zapraszam:

Od Półksiężyc


Pewnego niedzielnego dnia gdy przechadzałam się po lesie zauważyłam małego wilka nie z naszej watahy,podeszłam do niego:
-Witaj jak masz na imię?-powiedziałam do wilczka
-Jestem Scale pochodzę z watahy siedmiu głów a ty?-powiedział Scale
-Jestem Półksiężyc pochodzę z watahy World of Dogs And Wolves.Co tu robisz?- odpowiedziałam wilczkowi
-Przyszedłem się po przechadzać po lesie i poszukać jakiś ciekawych rzeczy słyszałem że w pobliżu widziano człowieka wiesz coś o tym?- spytał się mały wędrowniś
-Nie-Zrobiło mi się głupio gdy wypowiedziałam te słowa on był dla mnie taki miły a ja go okłamałam,przecież to ja byłam tym człowiekiem.
-Szkoda ponoć ludzie są źli zabijają wilki.A tak w ogóle to ile masz lat?-spytał się mój kolega
-Niecały 1 tydzień a ty?-odpowiedziałam na pytanie
-Ja tak samo może się pobawimy?-Spędziłam razem z Scalem cały dzień na zabawie gdy w końcu zrobiło się ciemno i musiałam iść do domu.
-Cześć,mami spotkałam dzisiaj wilczka z innej watahy miła na imię Scale i był z watahy siedmiu głów-opowiedziałam mamie o Scaleu
-Masz się z nim nie zadawać-powiedział szorstko ojciec po czym poszedł w schować się w swojej części jaskini.
-Ale czemu,przecież on mi nic nie zrobił-Powiedziałam szybko
-wataha do której on należy jest wrogo do nas nastawiona stara się nas pozabijać żebyśmy przestali zabierać im terytorium które nigdy do nich tak na prawdę nie należało- powiedziała mama-Ale on był taki miły i był w moim wieku-powiedziałam
-właśnie dla tego był dla ciebie miły bo był mały. Ich szczenięta mają nakaz zaprzyjaźniać się z naszymi żebyście wy małe wilczki zaczęły żyć w niezgodzie z dorosłymi co pomoże im w walce z nami-Powiedziała mama
-nie masz racji!!!-krzyknęłam po czym wybiegłam z jaskini,biegłam długi czas aż w końcu usłyszałam znajomy mi głos mówił mi żebym za nim szła. Szłam za brązowym śladem aż doszliśmy do watahy siedmiu głów. Ta wataha wyglądała strasznie było tam ponuro i okropnie.
-choć nie bój się nic ci się nie stanie-powiedział Scale
-ddd...ob...rze- zaczęłam się jąkać ze strach było mi zimno.Za plecami zaczęłam słyszeć ciche Półksiężyc lecz nie zwracałam na to uwagi.Nagle poczułam że ktoś łapie mnie za ogon to był mój tata,Nat.
-Szybko uciekaj zaraz cie złapią-powiedział mój kolega.biegłam biegła aż w końcu upadłam-oni mnie zaraz złapią-pomyślałam
-Zjedz ten owoc, Półksiężyc a oni znikną -krzyknął ktoś za moimi plecami podczas gdy w prost przed mój pysk upadł czarny owoc.Bez namysłu ugryzłam go.Usłyszałam straszny śmiech wszystko zaczęło się rozmazywać...

Dalej niech opowie mój tata Nat


Od Nata-Półksiężyc znika

Dokańczam post Półksiężyc
Gdy dobiegłem do mojej córki zauważyłem że zaczęła się rozmazywać nagle urosła. Od jej strony zaczął brzmieć dziwny,nieznajomy głos ,ten głos zaczął mówić:
-Nie uratujecie jej ona zniknie już na zawsze,tylko prawdziwa miłość ją uratuje ją,tak jak zawsze bywa w bajce-Nagle Półksiężyc zaczęła piszczeć to co się z nią działo musiało na prawdę boleć ona cierpiała.Po chwili wokół Półksiężyczki zaczął krążyć śnieg po czym opadł lecz w raz za nim zniknęła Półksiężyc.

Byłem zrozpaczony,niedawno co się urodziła a już ją straciłem to było okropne.W pewnym momencie wszyscy z mojej watahy zaczęli płakać prócz mnie nie docierało do mnie że jej już nie maże że to nie żart.
-Nat...co on jej zrobił...czemu akurat ona...moja córka!!!-Wrzasnęła Woodyn.Po paru minutach wszyscy zaczęliśmy,mozolnym krokiem podążać do naszej watahy.W watasze wszyscy zaczęli męczyć Nolę o to co się dokładnie stało
-Podejrzewam że mała zjadła rzadki owoc canderii który przenosi osobę która go zje do miejsca w którym nie ma niczego,ani nikogo.Aby ta osoba mogła wrócić ktoś kto ją kochał ale kto nie był z jej rodziny musi dla niej zginąć-powiedziała nasza magiczka
-Nie ma innego sposobu-spytała się Janet
-Jest ale bardzo trudny trudniejszy od wcześniejszego trzeba sporządzić eliksir Newery,aby go sporządzić trzeba zdobyć krew wilkena a wilkenów na świecie nie ma dużo...-mówiła tak Nola gdy nagle jej przerwałem
-Jestem czystej krwi wilkenem,ukrywałem się abyście mnie tu przyjęli,mogę oddać krew-wszystkich to najwidoczniej wstrząsnęło bo zrobili dziwnie miny
-...kwiat miłości może go zerwać tylko osoba która była zakochana w niej,ten kwiat jest bardzo trudno znaleźć rośnie na górze Winedu,proch ze skrzydeł nietoperza,krew meduzy i włos Newery bogini wiatru-dokończyła Nol jak gdyby nigdy nic.

Reszty dowiecie się kiedy indziej od mnie,Woodyn albo Natalie


Od Scalea

Po tym jak się dowiedziałem co zrobili Półksiężyc,wkurzyłem się i uciekłem do Watahy mojej kumpeli.Gdy byłem już pod watahą powiedziałem do wartujących wilków:
-Mógłbym zobaczyć się z Woodyn i Natem?
-Dobrze ale kim jesteś-spytał się mnie jeden z wilków
-Dowiecie się jak tu przyprowadzicie tę parę-powiedziałem,po paru minutach przed mną stanęli rodzice Półksiężyc.
-Co tu robisz przez ciebie straciłam córkę-Powiedziała do mnie Woodyn
-Ja...nie...wiedziałem...ja...chciałem...się...z...nią...pobawić...a...on...ją zaczarował!!!- zacząłem płakać
-Uciekłem,nie na widzę mojej starej watahy!!!-Wykrzyczałem
-Nie płacz,ale co cie tu dokładnie sprowadza?-Zapytał się mnie Nat
-Bo słyszałem że tylko osoba która ją kocha może pomóc a ja...-urwałem,trudno mi było powiedzieć co czuję do Półksiężyc, był dla mnie ważna.
-Nat on ją kocha!!!Jest nadzieja!!!-Ucieszyła się Woodyn.Nagle za krzaków wyszła Janet która zastępowała Alfę Tori i powiedziała:
-Jeżeli chcesz to możesz z nami zostać.
-Z wielką chęcią!!!-byłem szczęśliwy że nie będę musiał już więcej wracać do watahy siedmiu głów.
Po tym jak Woodyn mnie oprowadziła i pozwoliła ze sobą zamieszkać,poszedłem do Noli aby dowiedzieć się coś więcej o tym kwiecie.
-Więc tak Scaleu jutro w raz z najsilniejszymi wilkami wyruszysz na wyprawę do góry Winedu tam znajduje się kwiat miłości.
Jednak ten kwiat strzeże smok ognia,co sprawia że ta wyprawa będzie bardzo niebezpieczna.

Resztę napisze kiedy indziej



Od Scalea-Wyprawa w nieznane

Dokańczam wcześniejszy post

Rano w raz z Natem,Zekem,Angelem i Tofim wyruszyliśmy na górę Winedu gdzie mieliśmy znaleźć kwiat miłości.

Szliśmy długi czas gdy nagle przed nami wyłoniła się wielka,skalista i stroma góra to na pewno była ona góra Winedu.
Zaczęliśmy się wspinać,było trudno,co chwilę spadały na nas jakieś kamienie albo inny z członków karawany.
Gdy doszliśmy na samą górę zauważyłem smoka był ogromny i czerwony.

Nagle w moją stronę poleciały stróżki ognia.byłem wystraszony.Po paru sekundach na smoka rzucili się Nat i Zeke,zaczęli z nim walczyć.Po zażartej bitwie ostateczny cios wydał Zeke,udusił smoka.W czasie gdy Nat i Zeke się bili ze smokiem ja razem z Angelem i Tofim szukaliśmy kwiatka.
Nagle za plecami usłyszałem:
-Znalazłem!!!-krzyknął to słowo Tofi,szybko do niego pobiegłem byłem szczęśliwy,coraz bliżej było do odzyskania Półksiężyczki.Gdy zauważyłem cel podróży od razu go zerwałem.Po ciężkim dniu poszliśmy do wioski.

Dalej niech opowie ktoś inny.



Od Półksiężyc-Planeta

Było mi zimno wokół mnie nie było nic,tylko biała pustka.Byłam smutna,samotna całe szczęście ze mnie uleciało.
Nagle obok mnie zaczęły pojawiać się planety,poczułam że ktoś próbuje mnie z tond wydostać,wezbrało we mnie sił stałam się szczęśliwsza,przestało mi być zimno.Po tym jak świat wokół mnie przestał się już zmieniać moje ciało zaczęło znowu się zmieniać z drobnej wilczycy zmieniłam się w wielkiego,silnego wilka,na mojej szyi pojawił się złoty naszyjnik z niebieskimi kamieniami.Wyglądałam...jakby to ująć jak wilken..

.Co mnie bardzo zdziwiło przecież nie jestem czystej krwi!

od Woodyn- Włos Newery


Dokańczam post Scalea
Gdy chłopcy wrócili,ja razem z Natalie,Roxi i Janet wyruszyłyśmy na poszukiwanie jaskini bogini wiatru Newery.Szłyśmy długi czas i nie mogłyśmy znaleźć tej jaskini.Byłyśmy w wielu jaskiniach ale nie znalazłyśmy nic nadzwyczajnego w każdej z nich roiło się po prostu od nietoperzy.Nagle usłyszałam krzyk.Okazało się że Janet wpadła do jakiejś jamy,weszłyśmy tam żeby ją odnaleźć.Okazało się że to była ta jaskinia której szukałyśmy przez cały czas.Przed nami stała złotowłosa dziewczyna miała niebieskie skrzydła,to była ona Newera...Od Noli dowiedziałam się że Newera lubi odważne wilczyce które szukają przygód więc obmyśliłyśmy podstęp.
-Witaj o pani Newero,szukamy przygód słyszałam że ty bogini wiesz gdzie są najciekawsze i najniebezpieczniejsze rzeczy.-Powiedziałam najbardziej elegancko jak się dało.
-Dobrze trafiłyście moje drogie,niedawno widziałam w okolicy jak wilczyca znikała przez owoc candreli możecie ją uratować jak chcecie mogę wam dać swój włos w zamian za to że jedna z was znajdzie dla mnie towarzysz który będzie magiczny, najlepiej żeby to był mały smok wiatru.-powiedziała bogini-Smok wiatru...łatwo takiego znaleźć niedaleko naszej wioski takie przecież są-pomyślała
-Dobrze znajdziemy ci takiego towarzysz-powiedziałam.Wyszłyśmy z jamy.Podeszłyśmy do gniazda smoków wiatru z tego że smoki te ufały nam,bo często je karmiłyśmy,łatwo było "zdobyć"jednego z nich.Mały smoczek imieniem Karal poszedł z nami,okłamałyśmy go że zaprowadzimy go do pięknego strumyka.Gdy doszłyśmy do Jaskini Newery i ona spostrzegła smoczka powiedziała:
-brawo gratuluję,on jest śliczny,proszę oto mój włos-Ucieszyły mnie te słowa już tylko została nam do zdobycia krew meduzy,bo ten cały proch ze skrzydeł nietoperz czy jak mu tam ma każda szanująca się osoba która robi eliksiry.

To Newera:
 A tu ten smok:


Od Scalea- morska przygoda

Dokańczam post Woodyn
-Muszę wam coś powiedzieć niestety ale mam tylko jedną wodną różę.Musicie wybrać kto pójdzie po krew meduzy-Powiedziała Nola
-Ja pójdę-krzyknąłem bez namysłu
- jesteś za młody ja pójdę-powiedział Nat
-Ja idę i koniec nie jesteś moim ojcem,nie będziesz mną rządził!!!- krzyknąłem po czym zabrałem Noli kwiat i pobiegłem nad morze,Nat zaczął mnie gonić lecz nie zdążył,wziąłem do ust kwiat i wskoczyłem do wody.Płynąłem długi czas gdy nagle przed mną zobaczyłem meduzę była straszna i miała na głowie węże ale co robić rzuciłem się na nią.Było trudno,meduza nie chciała się podać,walczyłem z nią długo.Po pewnym czasie wgryzłem ją w szyję zacząłem się dusić.Zapomniałem o ostrzeżeniu Noli!!!Przecież nie wolno mi było mi jej ugryźć jej krew była trująca!!!Szybko wziąłem flakonik na krew meduzy i przyłożyłem ją do rany omdlałej meduzy.Zawiesiłem sobie flakonik na szyi(był zawieszony na sznurku),wynurzyłem się na brzeg.
Nagle nad moją twarzą nachylił się Nat i powiedział:
-Mówiłem żebyś został!Daj flakon pójdę do wioski,zostawię go tam i przyprowadzę pomoc-czekałem po dziesięciu minutach nad mną nachyliły się Nola i Dr.Lola.Dr.Lola zmierzyła mi puls a Nola włożyła coś do pyska.Po chwili zacząłem normalnie"pracować". Gdy wróciliśmy do wioski Nola sporządziła eliksir i wypowiedziała jakieś tajemnicze słowa,potem kazała mi podejść i machnąć łapa nad kotłem...
Dale niech dokończy Półksiężyc.

To meduza:

To krew meduzy

To róża:

Od Półksiężyc-Początek końca

Dokańczam post Scalea
Nagle planety zaczęły wirować,mój wygląd zaczął się zmieniać na normalny,byłam znowu tą samą tajemniczą Póksiężyc.Z rozmazanych planet świat zmienił się w moją watahę obok mnie stał Scale.Rzuciłam mu się na szyję.Byłam szczęśliwa wróciłam do starego normalnego świata,nie miałam zakazu na spotykanie się z Scalem a wręcz przeciwnie mieszkaliśmy w jednej jaskini.Wszystko wróciło do normy prócz dwóch rzeczy:
1.Na co dzień spotykałam się z Scalem
2.Co pełnie księżyca zmieniałam się w tamtego wilka co się w niego zmieniłam gdy byłam otoczona planetami,ale to w niczym nie przeszkadzało
I co by tu więcej powiedzieć każda bajka ma szczęśliwe zakończenie!!!



Tu są postacie:


Półksiężyc:


 Scale:


 
Nat:
http://t1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQnQhu5uZEQRV1HYRe7XNFPVsUhcn4xAFUcHZmZABZWDgwD8CwukTtHi64x7w
Woodyn:


















Natalie:


 Zeke:
 
Nola:
 
Tori:

Angel:

Tofi:


Janet:

sobota, 19 stycznia 2013

Opowieści Willa-Rozdział 2


~~Opowieści Willa~~

~~Rozdział 2~~
~~Późny powrót Halta~~


Rano obudziłem się i zobaczyłem Alyss śpiącą koło mnie,poczułem,że nie mam już wszystkiego zdrętwiałego,więc wstałem i poszedłem zrobić wszystkim śniadanie. Wszedłem do spiżarni i jedyne co tam zobaczyłem to dzban mleka,kawałek chleba i dosyć duży kawał szynki,wziąłem to wszystko i poszedłem do kuchni. Pokroiłem chleb i szynkę,po czym położyłem je na największym talerzu jaki udało mi się znaleźć,potem zaparzyłem kawę,rozlałem ja do kubków,a mleko postawiłem na stole
-”Ciekawe gdzie miód”-pomyślałem,niby moja chata,a jednak nic nie mogę znaleźć
-Ledwo wyzdrowiałeś a już lecisz do garów,druga Jenny-usłyszałem głos Gilana
-Tylko,że w jej menu nigdy nie ma tylko chleba i szynki-powiedziałem
-Zapomniałeś wspomnieć o kawie-spojrzałem na niego spod łba
-No co?-wydawało by się,że pyta,poszedłem do sypialni w której spałem z Alyss,żeby ją obudzić.
Delikatnie szturchnąłem ukochana,po czym zobaczyłem,jak sięga po saksę,która leżała na stoliku,koło łóżka.
-Alyss,to ja Will-powiedziałem
-Nigdy więcej...-przerwałem jej-...tak,tak nie zaskakuj mnie,ale jak mam cię niby obudzić?
-Po ludzku,dobrze,że w końcu wyzdrowiałeś,a mogę wiedzieć,po co mnie budzisz?-spytała
-Bo zrobiłem skromne śniadanie i chcę,żebyśmy wszyscy zjedli razem-Wstała z łóżka,po czym ruszyła za mną do kuchnio-salono-jadalni. Przy stole już siedzieli Gilan i Malcolm i popijali kawę,na stole stał miód.
-Kolejny plus wybudzenia się-kawa z miodem-powiedziałem uradowany,po czym usiadłem koło Gilana.
-Zgadnij ile spałeś?-spytał Gilan
-Podróż do Macidaw dwa tygodnie w jedną stronę czyli w dwie cztery tygodnie,jakieś pięć tygodni?-spytałem
-Nie głuptasie,całe pół roku-powiedział Alyss po czym się do mnie przytuliła
-Co,jak to?
-Normalnie,a teraz coś zjedz,bo znowu osłabniesz-powiedział Malcolm. Zauważyłem, że ktoś doniósł jeszcze na stół ser i jakieś konfitury. Nie myśląc długo położyłem na kromkę chleba szynkę i zjadłem mini śniadanie. Potem wstałem i podszedłem do kredensu na którym zobaczyłem kilka nie wysłanych raportów. Przeczytałem je,ale nic nowego się nie dowiedziałem. Spojrzałem na łuk,podszedłem do niego i już chciałem za niego chwycić,gdy usłyszałem:
-Nawet się nie waż,nie po to tu przyjechałem aż z Macidaw,żeby być światkiem twojej śmierci zaraz po twoim wyzdrowieniu-no tak,polowanie,jeden dzień po wybudzeniu się z pół rocznej śpiączki,nie dobry pomysł. Poszedłem do sypialni po jakąś książkę,bo nie miałem zamiaru spędzić reszty dnia na gapieniu się w sufit,niestety moja biblioteczka uległa znacznemu uszczupleniu i znalazłem tylko dwie z piętnastu książek,które dawniej służyły mi za rozrywkę,chwyciłem za jedną z nich i poszedłem do salonu. Usiadłem na jednym z krzeseł i zacząłem czytać,gdy byłem w połowie,ktoś zapukał. Wstałem i ociężałym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Otworzyłem je i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Halt.
-Witaj Willu,co mnie ominęło?-spytał mnie dawny mistrz
-Halt...jak dobrze cię widzieć-przywitałem się z nim,po czym odstąpiłem od drzwi i wpuściłem do chaty starego zwiadowcę.
-Z kim rozmawiasz-usłyszałem głos Alyss z sąsiedniego pokoju,po czym do moich oczu doszedł odgłos otwierania drzwi.
-Ooo...Halt przyjechał-powiedział zdziwiona,podeszła do mnie i szepnęła mi do ucha:
-I co teraz załamie się jak dowie się o Pauline
-Powiem mu potem-odszepnąłem,po czym poszedłem po czajnik i zaparzyłem kawę,w międzyczasie Halt zdążył się przywitać ze wszystkimi. Gdy zaparzyłem kawę wyciągnąłem miód z
szafki i dodałem go do czterech z pięciu kubków,które później zaniosłem na stół. Usiedliśmy,każdy zaczął się dzielić wiadomościami z ostatnich siedmiu miesięcy. Aż w końcu doszliśmy do momentu  w którym Galijczyk zabił Pauline,zobaczyłem jak Gilan patrzy na mnie błagalnie,więc zacząłem opowiadać:
-Byłem z Pauline nad rzeką i nagle za krzaków w jej stronę...polecił...zatruty bełt i ona nie żyję-zobaczyłem łzy na twarzy Halta,drugi raz od prawie piętnastu lat. Tylko,że te pierwsze łzy na jego twarzy był z szczęścia,nie z rozpaczy. Zobaczyłem jak wstaje i szybkim krokiem idzie do stajni po Abelrda. Ruszyłem za nim i krzyknąłem:
-Halt,czekaj!Wiem,że cię to boli,dla mnie to też było trudne,proszę cię!-zobaczyłem,że odwraca się w moją stronę i nagle się do mnie...przytula,nigdy to do mnie nie dojdzie. Poklepałem go delikatnie po plecach.
-Wszystko będzie dobrze,wszystko,będzie dobrze-powiedziałem do byłego mistrza,usłyszałem,że wybucha płaczem,ale jednak widać było po nim,że w końcu przyzwyczai się,tak jak każdy...

piątek, 18 stycznia 2013

Luna-Nowa Wróżkokrewna

Opowiadanie na podstawie Baśnioboru
Aby dowiedzieć się więcej wejdź tu <<klik>>

-Mamo jak zostałam narkobliksem- spytałam się mamy
-Dowiesz się później od Setha,dla mnie to nie najmilsze wspomnienie -powiedziała moja mama Kendra
-Tak,to on narozrabiał,idź poszukaj łuku który zgubiłaś nad stawem,bo mam tego dość,że ciągle gubisz łuki i muszę ci nowe kupować-powiedział mój tata.                                                                  
-Oj tato,muszę?-spytałam się załamana,bo nie przyznałam się,że łuk wpadł mi po raz setny do stawu!
-Tak,idź już-powiedział Gavin,po czym ruszyłam w stronę lasu.
Po drodze jak zwykle spotkałam tylko kilka migoczących wróżek,nic innego,ciekawego.
Gdy doszłam zauważyłam siedzącego na brzegu Dorena.
-Cześć Doren!Co tu robisz?-spytałam się lekko przygarbionego satyra.
-Cześć!Czekam na pewną hamdriadę- odpowiedział
-"Stary dobry,dobry Doren,nigdy się  nie zmieni"-pomyślałam
-A ty?
-Przyszłam odebrać łuk najadą,ojciec mi kazał
-Życzę powodzenia,tylko nie wpadnij do wody-podeszłam do jeziorka i zaczęłam rozmawiać z najadami, żadnej nie udała się przekonać do podania łuku ,gdy nagle poczułam,że coś wciąga mnie do wody,przed wpadnięciem do wody usłyszałam tylko przerażony krzyk satyra,wiedziała,że to mój koniec.Jasnowłosa hamdriada wciągnęła mnie na samo dno gdy nagle usłyszałam głos:
-Luno!Chwyć się mojej ręki-przedemną pojawiła się biała,kobieca dłoń,chwyciłam ją,zaś ona wyciągnęła mnie na powieszchnie
-Wiesz kim jest twoja matka i kim ja jestem?-powiedziała ten sam głos co wcześniej
-Wróżkokrewną,a skoro pytasz i czuję zapach trawy,zboża i tak dalej to jesteś...królową wróżek-wypowiadając te słowa padłam na kalana
-Nie płaszcz się przed mną,nie po to tu przyszłam,chcę ci tylko powiedzieć,że przez to,że mnie dotknęłaś stałaś się wróżko...-nie dałam dokończyć królowej i krzyknęłam:
-...krewną!!!...przepraszam
-nic się nie stało dziecko i mama dla ciebie prezent-przed mną  pojawił się piękny niebieski łuk i kołczan pełen białych strzał
-Pamiętaj one są magiczne...-po tych słowach królowej wróżek przestała czuć piękną woń natury...
Luna z łukiem od Królowej Wróżek

Zwiadowcy Księga 1.Ruiny Gorlanu-Szczegułowe Streszczenie


Książka opowiada o sierocie imieniem Will,który mieszka w sierocińcu w lennie Redmont w raz z Horacym,Alyss,Jenny i innymi sierotami.
Chłopiec ten w dniu wyboru,zostaje odrzucony przez mistrza sztuk rycerskich i mistrza ujeżdżania,jednak nagle z cienia wyłania się zwiadowca Halt i podaje karteczkę baronowi Araldowi(baron lenna Redmont).
Ciekawski Will w nocy wspiął się na wieżę w której leżała tajemnicza kartka,ten czyn zmienił jego życie na zawszy.
Bowiem okazało się że ów kartka to tylko rekwizyt potrzebny do "egzaminu" który przygotował Halt,żeby sprawdzić czy młodzieniec nadaje się na jego ucznia.
Will oczywiście zdał egzamin i na drugi dzień musiał się stawić w chatce Halta.
 Gdy chłopiec dowiedział się że będzie się uczył u zwiadowcy był bardzo wystraszony ponieważ powszechnie uważano że zwiadowcy parają się czarną magia.
Po paru dniach Will oswoił się z myślom  że uczy się u  zwiadowcy i zobaczył że zwiadowca nie używa czarnej magii i nawet w nią za bardzo nie wieży.
Po pewnym czasie Halt wyposażył swojego czeladnika w pelerynę maskującą,krótki sztylet i długi sztylet który służył do rzucania a także w łuk,strzały oraz kawałek skóry który chronił rękę przed odstrzelaniem cięciwy.
Młody uczeń musiał dużo ćwiczyć sztuki krycia,strzelania z łuku,rzucania nożem,tropienia skradania itp.
Pewnego dnia Halt zaprowadził Willa do hodowcy zwiadowczych koni,uczeń tego dnia otrzymał konia imieniem Wyrwij.
Chłopiec szybko przywiązał się do konia.
W dniu wolnym dla czeladników dochodzi do bójki pomiędzy Willem a Horacym którzy żywią do siebie szczerą nie nawieść.
 Kilka miesięcy przed zjazdem zwiadowców Will w raz z Haltem wytropili wielkiego odyńca.
Zwiadowca kazał wieśniakowi przekazać baronowi że w lesie panoszy się wielka świnia i że trzeba ja upolować.
Podczas polowania okazało się że zamiast jednego dzika w lesie znajdował się jeszcze jeden dzik,który nagle wyskoczył za krzaków i zaatakował Horacego,gdyby nie Will który starał się obronić młodego rycerz,Horace pewnie dawno by nie żył.(pierwszego dzika zabił Horacy,drugiego zaś Halt)
Od tej pory Will i Horace byli najlepszymi przyjaciółmi
Wieść o polowaniu szybko rozeszła się po całym lennie(oczywiście "trochę" przesadzona),przez co dręczyciele Horacego chcieli się na nim zemścić gdyż uważali że młody czeladnik rycerski przyniósł hańbę uczniom szkoły rycerskiej przez to że dał się uratować,jak oni mówili?
Aaaa... uczniowi szpiega.
Pobili Horacego i postanowili pobić też Willa.
Horacy nadal wdzięczny Willowi postanowił uratować chłopca przed strasznym losem więc wziął drewniany miecz ćwiczebny i pokuśtykał pod chatkę zwiadowcy.
Na miejscu Will ćwiczył strzelanie z łuku gdy nagle usłyszał za plecami idących łobuzów.
Zaczęli oni dogryzać przyszłemu zwiadowcy ,gdy nagle zjawił się Horace zaczął atakować chuliganów jednak wypadł mu miecz.
Nagle za krzaków wyłonił się Halt i wytrącił jednemu z dręczycieli patyk który trzymał w ręce .
W ten sposób Horace zyskał czas żeby podnieść drewniany oręż,zaczęła się walka,Czeladnik rycerski powalił wszystkich trzech dręczycieli.
Po tym wydarzeniu trzej łobuzi zostali wyrzuceni ze szkoły rycerskiej.
Horace chciał jeszcze podziękować Haltowi za wszystko jednak zwiadowca w raz ze swoim czeladnikiem wyjechał na zjazd zwiadowców.
Na zjeździe okazało się że Halt w raz z Gilanem swoim wcześniejszym uczniem i   Willem muszą wyruszyć na misje w  której muszą zabić kalkary(potwory morgarata pana gór nocy i deszczu).
Podczas wyprawy zwiadowcy i uczeń muszą się rozdzielić(Will jedzie do Redmont,Halt konno śledzi kalkary a Gilan pieszo je śledzi).
W Redmont Will powiadamia o kalkarah barona Alarda i przedstawia swoja teorie na temat tego że kalkary chcą zabić Halta,potem wyrusz w raz z baronem i mistrzem sztuk rycerskich do Ruin Gorlanu gdzie powinien być Halt.
Na miejscu znajdują połamany łuk Halta,zmartwiony Will stara się znaleźć mistrza.
Gdy znajduje swojego mistrza okazuje się że zwiadowcę goni kalkara,po chwili baron Arald rzuca się na potwora jednak bestia poważnie go rani,potem zaś hipnotyzuje mistrza szkoły rycerskiej.
Gdy wszyscy trzej dorośli są obezwładnieni Will musi zainterweniować i wystrzeliwuje płonąca strzałę która zabija kalkarę.
Po walce wszyscy wrócili do Redmont gdzie baron Arald chciał podczas wielkiego zebrania podziękować Willowi za ratunek i mianować go rycerzem,tak ja Will wcześniej marzył,po dłuższym zastanowieniu chłopiec decyduje że jednak nadal będzie uczniem zwiadowcy.
Gdy przyszły zwiadowca szedł w stronę drzwi w cieniu zauważył Halta...uśmiechającego się...po raz pierwszy od kiedy Will się u niego uczył...


Tu zamieściłam opis postaci <klik>