sobota, 19 stycznia 2013

Opowieści Willa-Rozdział 2


~~Opowieści Willa~~

~~Rozdział 2~~
~~Późny powrót Halta~~


Rano obudziłem się i zobaczyłem Alyss śpiącą koło mnie,poczułem,że nie mam już wszystkiego zdrętwiałego,więc wstałem i poszedłem zrobić wszystkim śniadanie. Wszedłem do spiżarni i jedyne co tam zobaczyłem to dzban mleka,kawałek chleba i dosyć duży kawał szynki,wziąłem to wszystko i poszedłem do kuchni. Pokroiłem chleb i szynkę,po czym położyłem je na największym talerzu jaki udało mi się znaleźć,potem zaparzyłem kawę,rozlałem ja do kubków,a mleko postawiłem na stole
-”Ciekawe gdzie miód”-pomyślałem,niby moja chata,a jednak nic nie mogę znaleźć
-Ledwo wyzdrowiałeś a już lecisz do garów,druga Jenny-usłyszałem głos Gilana
-Tylko,że w jej menu nigdy nie ma tylko chleba i szynki-powiedziałem
-Zapomniałeś wspomnieć o kawie-spojrzałem na niego spod łba
-No co?-wydawało by się,że pyta,poszedłem do sypialni w której spałem z Alyss,żeby ją obudzić.
Delikatnie szturchnąłem ukochana,po czym zobaczyłem,jak sięga po saksę,która leżała na stoliku,koło łóżka.
-Alyss,to ja Will-powiedziałem
-Nigdy więcej...-przerwałem jej-...tak,tak nie zaskakuj mnie,ale jak mam cię niby obudzić?
-Po ludzku,dobrze,że w końcu wyzdrowiałeś,a mogę wiedzieć,po co mnie budzisz?-spytała
-Bo zrobiłem skromne śniadanie i chcę,żebyśmy wszyscy zjedli razem-Wstała z łóżka,po czym ruszyła za mną do kuchnio-salono-jadalni. Przy stole już siedzieli Gilan i Malcolm i popijali kawę,na stole stał miód.
-Kolejny plus wybudzenia się-kawa z miodem-powiedziałem uradowany,po czym usiadłem koło Gilana.
-Zgadnij ile spałeś?-spytał Gilan
-Podróż do Macidaw dwa tygodnie w jedną stronę czyli w dwie cztery tygodnie,jakieś pięć tygodni?-spytałem
-Nie głuptasie,całe pół roku-powiedział Alyss po czym się do mnie przytuliła
-Co,jak to?
-Normalnie,a teraz coś zjedz,bo znowu osłabniesz-powiedział Malcolm. Zauważyłem, że ktoś doniósł jeszcze na stół ser i jakieś konfitury. Nie myśląc długo położyłem na kromkę chleba szynkę i zjadłem mini śniadanie. Potem wstałem i podszedłem do kredensu na którym zobaczyłem kilka nie wysłanych raportów. Przeczytałem je,ale nic nowego się nie dowiedziałem. Spojrzałem na łuk,podszedłem do niego i już chciałem za niego chwycić,gdy usłyszałem:
-Nawet się nie waż,nie po to tu przyjechałem aż z Macidaw,żeby być światkiem twojej śmierci zaraz po twoim wyzdrowieniu-no tak,polowanie,jeden dzień po wybudzeniu się z pół rocznej śpiączki,nie dobry pomysł. Poszedłem do sypialni po jakąś książkę,bo nie miałem zamiaru spędzić reszty dnia na gapieniu się w sufit,niestety moja biblioteczka uległa znacznemu uszczupleniu i znalazłem tylko dwie z piętnastu książek,które dawniej służyły mi za rozrywkę,chwyciłem za jedną z nich i poszedłem do salonu. Usiadłem na jednym z krzeseł i zacząłem czytać,gdy byłem w połowie,ktoś zapukał. Wstałem i ociężałym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Otworzyłem je i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Halt.
-Witaj Willu,co mnie ominęło?-spytał mnie dawny mistrz
-Halt...jak dobrze cię widzieć-przywitałem się z nim,po czym odstąpiłem od drzwi i wpuściłem do chaty starego zwiadowcę.
-Z kim rozmawiasz-usłyszałem głos Alyss z sąsiedniego pokoju,po czym do moich oczu doszedł odgłos otwierania drzwi.
-Ooo...Halt przyjechał-powiedział zdziwiona,podeszła do mnie i szepnęła mi do ucha:
-I co teraz załamie się jak dowie się o Pauline
-Powiem mu potem-odszepnąłem,po czym poszedłem po czajnik i zaparzyłem kawę,w międzyczasie Halt zdążył się przywitać ze wszystkimi. Gdy zaparzyłem kawę wyciągnąłem miód z
szafki i dodałem go do czterech z pięciu kubków,które później zaniosłem na stół. Usiedliśmy,każdy zaczął się dzielić wiadomościami z ostatnich siedmiu miesięcy. Aż w końcu doszliśmy do momentu  w którym Galijczyk zabił Pauline,zobaczyłem jak Gilan patrzy na mnie błagalnie,więc zacząłem opowiadać:
-Byłem z Pauline nad rzeką i nagle za krzaków w jej stronę...polecił...zatruty bełt i ona nie żyję-zobaczyłem łzy na twarzy Halta,drugi raz od prawie piętnastu lat. Tylko,że te pierwsze łzy na jego twarzy był z szczęścia,nie z rozpaczy. Zobaczyłem jak wstaje i szybkim krokiem idzie do stajni po Abelrda. Ruszyłem za nim i krzyknąłem:
-Halt,czekaj!Wiem,że cię to boli,dla mnie to też było trudne,proszę cię!-zobaczyłem,że odwraca się w moją stronę i nagle się do mnie...przytula,nigdy to do mnie nie dojdzie. Poklepałem go delikatnie po plecach.
-Wszystko będzie dobrze,wszystko,będzie dobrze-powiedziałem do byłego mistrza,usłyszałem,że wybucha płaczem,ale jednak widać było po nim,że w końcu przyzwyczai się,tak jak każdy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz