Oto pierwsza seria opowiadań(na podstawie "Zwiadowców"):
~~Opowieści Willa~~
~~Rozdział 1~~
~~Galijczyk warty Kurjerki i połowy zwiadowcy~~
-”Jak jej to powiedzieć”-głowiłem
się nad kubkiem kawy,pytanie,na które nikt nie zna odpowiedzi.
Spojrzałem na Alyss jak zwykle
wyglądała pięknie,tak,jeszcze ten warkocz zrobiony przez Pauline
rano,kiedy jeszcze żyła. No tak kiedy żyła...
-Alyss...-zacząłem,poczułem uciska w
gardle-...bo widzisz,rano byłem nad jeziorem i...i pewien
Galijczyk...zabił Pauline- Zobaczyłem łzy na jej policzku,pierwsze
od bardzo długiego czasu, przytuliłem się do niej miejąc
nadzieję,że to ją pocieszy,jednak Alyss wyszarpała się z mojego
uścisku i wybiegła z chaty.
-Nie ma po co za nią biec,zaufaj mi to
jej nie pomoże-usłyszałem głos Gilana
-Ale...-przerwał mi-ostatnie czasy ja
ją znam lepiej pamiętaj o tym-usiadłem do stołu i znowu zacząłem
wpatrywać się w kupek z kawą
-Będzie trzeba zawiadomić Halta-
powiedziałem
-Spokojnie,powiemy mu dopiero jak
wróci-odpowiedział,spojrzałem na jego rękę i zauważyłem dosyć
dużą bliznę,zauważył,że na nią patrzę,więc odruchowo
zasłonił ją rękawem.
-To nic...-powiedział po czym ruszył
w stronę drzwi do sypialni. Zostałem sam ze swoimi myślami, które
co chwilę wyniszczały jakąś część nadziei,że jutro będzie
tak jak zawsze...
Spojrzałem na łuk,który wisiał na
wieszaku przy drzwiach,wstałem i wziąłem go,przed oczami pojawił
mi się Galijczyk,który zapił Pauline.
-”Muszę go zabić”-pomyślałem,po
czym ruszyłem do stajni po Wyrwija. Osiodłałem go i kłusem
pognałem nad rzekę,gdzie po raz ostatni widziałem zabójcę.
Dojechałem do rzeki i zobaczyłem czerwoną plamę krwi,ścisnęło
mnie za gardło,chciałem się rozpłakać,jednak nie mogłem. Nagle
poczułem jakiś delikatny podmuch wiatru,i poczułem ból w
okolicach skroni.
-”To był bełt z kuszy”-przyszło
mi do głowy i właśnie w tej chwili,gdy ta myśl spowijała mój
umysł, za krzaków wyłonił się człowiek,ten sam,który zabił
byłą mistrzynię Alyss. Machinalnie naciągnąłem łuk,jednak
chybiłem,a raczej mój przeciwnik miał farta i w nieoczekiwanym
momencie się schylił. Wyciągnąłem sakse i podbiegłem do
mordercy,gdy byłem już blisko zobaczyłem,że sztylet, który
trzymał zabójca ociekał jakąś zieloną mazią.
-Tylko nie pozwól mu się tym
naciąć-usłyszałem głos...o dziwo,Alyss
-Dobrze-odkrzyknąłem,po czym zrobiłem
unik,na szczęście zielona maź nie dotknęła mojej skóry. Szybko
odwdzięczyłem się przeciwnikowi i rozciąłem mu rękę.
-Niezły jesteś,ale i tak za mało
dobry by wygrać-i wbił mi sztylet w pierś,nogi pod mną się
załamały,zobaczyłem jak Alyss podbiega do Galijczyka i jak wbija
mu saksę prosto w serce po czym wrzuca go do wody,a potem już nic
nie widziałem tylko ciemność i nic więcej,czułem się jakbym
zasnął,a jednak wszystko wokół mnie słyszałem,odczuwałem
czas,ale nie mogłem się ruszyć i otworzyć oczu.
-Will zbudź się!-usłyszałem wołanie
Alyss
-Nie szarp nim-powiedział Gilan
spokojnym głosem
-Z kąt się...no tak jesteś przecież
zwiadowcą
-Trzeba go zabrać do chaty i pojechać
po Malcolma,a dokładniej ja pojadę po Malcolma a ty staraj się go
karmić i poić,czyli jednym słowem opiekuj się nim. Wierzę w
ciebie-Usłyszałem przeciągnięty gwizd i cichy stukot kopyt
Blaze'a,a potem wszystko ucichło nie słyszałem już nic...
-Otarł się o śmierć...-to pierwsze
co usłyszałem po przebudzeniu,najpewniej powiedział to Malcolm
-Budzi się-powiedziała Alyss,po czym
ścisnęła delikatnie moją dłoń,pierwsze co zobaczyłem to jej
piękne blond włosy
-Co się...stał...o-ledwo powiedziałem
-Ledwo co nie zabił cię bełt od
kuszy Galijczyka- odpowiedział Gilan
-Ale...pot...-głośno zakasłałem i
poczułem potworny ból w gardle
-Nic nie mów,jesteś jeszcze za słaby-
usłyszałem kroki,jednak czułem,że Alyss nadal trzyma moją
rękę,po chwili przytuliła ją do swojego policzka,był cały
mokry,najpewniej od łez.
-Ciesze się,że żyjesz,dwie bardzo
ważne osoby w ciągu pół roku...-usłyszałem słowa mojej
żony,czemu w ciągu pół roku,nie wiem,jednak nie chciałem się
odzywać,bo nie uśmiecha mi się znowu poczuć ten straszliwy ból
gardła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz