środa, 23 stycznia 2013

Czemu życie takie jest?!

-Czy muszę się uczyć żeby zdać?
-Raczej tak
-Czy muszę zdać?
-Raczej tak
-Czy muszę iść do dobrego gimnazjum?
-Raczej tak
-Ale jak?!

Uwaga!
Może być,że to ostatni wpis na tym blogu,bo oficjalnie mam 3 z matmy na półrocze,czyli nie dostanę się do dobrego gimnazjum,żegnajcie!!!

poniedziałek, 21 stycznia 2013

O Scaleu i Półksiężyc

Oto opowiadanie,które napisałam dawno i do pewnej watahy,więc jest napisane z perspektywy wielu wilków,na dole są raczej wszystkie postacie,no chyba,że o kimś zapomniałam,więc zapraszam:

Od Półksiężyc


Pewnego niedzielnego dnia gdy przechadzałam się po lesie zauważyłam małego wilka nie z naszej watahy,podeszłam do niego:
-Witaj jak masz na imię?-powiedziałam do wilczka
-Jestem Scale pochodzę z watahy siedmiu głów a ty?-powiedział Scale
-Jestem Półksiężyc pochodzę z watahy World of Dogs And Wolves.Co tu robisz?- odpowiedziałam wilczkowi
-Przyszedłem się po przechadzać po lesie i poszukać jakiś ciekawych rzeczy słyszałem że w pobliżu widziano człowieka wiesz coś o tym?- spytał się mały wędrowniś
-Nie-Zrobiło mi się głupio gdy wypowiedziałam te słowa on był dla mnie taki miły a ja go okłamałam,przecież to ja byłam tym człowiekiem.
-Szkoda ponoć ludzie są źli zabijają wilki.A tak w ogóle to ile masz lat?-spytał się mój kolega
-Niecały 1 tydzień a ty?-odpowiedziałam na pytanie
-Ja tak samo może się pobawimy?-Spędziłam razem z Scalem cały dzień na zabawie gdy w końcu zrobiło się ciemno i musiałam iść do domu.
-Cześć,mami spotkałam dzisiaj wilczka z innej watahy miła na imię Scale i był z watahy siedmiu głów-opowiedziałam mamie o Scaleu
-Masz się z nim nie zadawać-powiedział szorstko ojciec po czym poszedł w schować się w swojej części jaskini.
-Ale czemu,przecież on mi nic nie zrobił-Powiedziałam szybko
-wataha do której on należy jest wrogo do nas nastawiona stara się nas pozabijać żebyśmy przestali zabierać im terytorium które nigdy do nich tak na prawdę nie należało- powiedziała mama-Ale on był taki miły i był w moim wieku-powiedziałam
-właśnie dla tego był dla ciebie miły bo był mały. Ich szczenięta mają nakaz zaprzyjaźniać się z naszymi żebyście wy małe wilczki zaczęły żyć w niezgodzie z dorosłymi co pomoże im w walce z nami-Powiedziała mama
-nie masz racji!!!-krzyknęłam po czym wybiegłam z jaskini,biegłam długi czas aż w końcu usłyszałam znajomy mi głos mówił mi żebym za nim szła. Szłam za brązowym śladem aż doszliśmy do watahy siedmiu głów. Ta wataha wyglądała strasznie było tam ponuro i okropnie.
-choć nie bój się nic ci się nie stanie-powiedział Scale
-ddd...ob...rze- zaczęłam się jąkać ze strach było mi zimno.Za plecami zaczęłam słyszeć ciche Półksiężyc lecz nie zwracałam na to uwagi.Nagle poczułam że ktoś łapie mnie za ogon to był mój tata,Nat.
-Szybko uciekaj zaraz cie złapią-powiedział mój kolega.biegłam biegła aż w końcu upadłam-oni mnie zaraz złapią-pomyślałam
-Zjedz ten owoc, Półksiężyc a oni znikną -krzyknął ktoś za moimi plecami podczas gdy w prost przed mój pysk upadł czarny owoc.Bez namysłu ugryzłam go.Usłyszałam straszny śmiech wszystko zaczęło się rozmazywać...

Dalej niech opowie mój tata Nat


Od Nata-Półksiężyc znika

Dokańczam post Półksiężyc
Gdy dobiegłem do mojej córki zauważyłem że zaczęła się rozmazywać nagle urosła. Od jej strony zaczął brzmieć dziwny,nieznajomy głos ,ten głos zaczął mówić:
-Nie uratujecie jej ona zniknie już na zawsze,tylko prawdziwa miłość ją uratuje ją,tak jak zawsze bywa w bajce-Nagle Półksiężyc zaczęła piszczeć to co się z nią działo musiało na prawdę boleć ona cierpiała.Po chwili wokół Półksiężyczki zaczął krążyć śnieg po czym opadł lecz w raz za nim zniknęła Półksiężyc.

Byłem zrozpaczony,niedawno co się urodziła a już ją straciłem to było okropne.W pewnym momencie wszyscy z mojej watahy zaczęli płakać prócz mnie nie docierało do mnie że jej już nie maże że to nie żart.
-Nat...co on jej zrobił...czemu akurat ona...moja córka!!!-Wrzasnęła Woodyn.Po paru minutach wszyscy zaczęliśmy,mozolnym krokiem podążać do naszej watahy.W watasze wszyscy zaczęli męczyć Nolę o to co się dokładnie stało
-Podejrzewam że mała zjadła rzadki owoc canderii który przenosi osobę która go zje do miejsca w którym nie ma niczego,ani nikogo.Aby ta osoba mogła wrócić ktoś kto ją kochał ale kto nie był z jej rodziny musi dla niej zginąć-powiedziała nasza magiczka
-Nie ma innego sposobu-spytała się Janet
-Jest ale bardzo trudny trudniejszy od wcześniejszego trzeba sporządzić eliksir Newery,aby go sporządzić trzeba zdobyć krew wilkena a wilkenów na świecie nie ma dużo...-mówiła tak Nola gdy nagle jej przerwałem
-Jestem czystej krwi wilkenem,ukrywałem się abyście mnie tu przyjęli,mogę oddać krew-wszystkich to najwidoczniej wstrząsnęło bo zrobili dziwnie miny
-...kwiat miłości może go zerwać tylko osoba która była zakochana w niej,ten kwiat jest bardzo trudno znaleźć rośnie na górze Winedu,proch ze skrzydeł nietoperza,krew meduzy i włos Newery bogini wiatru-dokończyła Nol jak gdyby nigdy nic.

Reszty dowiecie się kiedy indziej od mnie,Woodyn albo Natalie


Od Scalea

Po tym jak się dowiedziałem co zrobili Półksiężyc,wkurzyłem się i uciekłem do Watahy mojej kumpeli.Gdy byłem już pod watahą powiedziałem do wartujących wilków:
-Mógłbym zobaczyć się z Woodyn i Natem?
-Dobrze ale kim jesteś-spytał się mnie jeden z wilków
-Dowiecie się jak tu przyprowadzicie tę parę-powiedziałem,po paru minutach przed mną stanęli rodzice Półksiężyc.
-Co tu robisz przez ciebie straciłam córkę-Powiedziała do mnie Woodyn
-Ja...nie...wiedziałem...ja...chciałem...się...z...nią...pobawić...a...on...ją zaczarował!!!- zacząłem płakać
-Uciekłem,nie na widzę mojej starej watahy!!!-Wykrzyczałem
-Nie płacz,ale co cie tu dokładnie sprowadza?-Zapytał się mnie Nat
-Bo słyszałem że tylko osoba która ją kocha może pomóc a ja...-urwałem,trudno mi było powiedzieć co czuję do Półksiężyc, był dla mnie ważna.
-Nat on ją kocha!!!Jest nadzieja!!!-Ucieszyła się Woodyn.Nagle za krzaków wyszła Janet która zastępowała Alfę Tori i powiedziała:
-Jeżeli chcesz to możesz z nami zostać.
-Z wielką chęcią!!!-byłem szczęśliwy że nie będę musiał już więcej wracać do watahy siedmiu głów.
Po tym jak Woodyn mnie oprowadziła i pozwoliła ze sobą zamieszkać,poszedłem do Noli aby dowiedzieć się coś więcej o tym kwiecie.
-Więc tak Scaleu jutro w raz z najsilniejszymi wilkami wyruszysz na wyprawę do góry Winedu tam znajduje się kwiat miłości.
Jednak ten kwiat strzeże smok ognia,co sprawia że ta wyprawa będzie bardzo niebezpieczna.

Resztę napisze kiedy indziej



Od Scalea-Wyprawa w nieznane

Dokańczam wcześniejszy post

Rano w raz z Natem,Zekem,Angelem i Tofim wyruszyliśmy na górę Winedu gdzie mieliśmy znaleźć kwiat miłości.

Szliśmy długi czas gdy nagle przed nami wyłoniła się wielka,skalista i stroma góra to na pewno była ona góra Winedu.
Zaczęliśmy się wspinać,było trudno,co chwilę spadały na nas jakieś kamienie albo inny z członków karawany.
Gdy doszliśmy na samą górę zauważyłem smoka był ogromny i czerwony.

Nagle w moją stronę poleciały stróżki ognia.byłem wystraszony.Po paru sekundach na smoka rzucili się Nat i Zeke,zaczęli z nim walczyć.Po zażartej bitwie ostateczny cios wydał Zeke,udusił smoka.W czasie gdy Nat i Zeke się bili ze smokiem ja razem z Angelem i Tofim szukaliśmy kwiatka.
Nagle za plecami usłyszałem:
-Znalazłem!!!-krzyknął to słowo Tofi,szybko do niego pobiegłem byłem szczęśliwy,coraz bliżej było do odzyskania Półksiężyczki.Gdy zauważyłem cel podróży od razu go zerwałem.Po ciężkim dniu poszliśmy do wioski.

Dalej niech opowie ktoś inny.



Od Półksiężyc-Planeta

Było mi zimno wokół mnie nie było nic,tylko biała pustka.Byłam smutna,samotna całe szczęście ze mnie uleciało.
Nagle obok mnie zaczęły pojawiać się planety,poczułam że ktoś próbuje mnie z tond wydostać,wezbrało we mnie sił stałam się szczęśliwsza,przestało mi być zimno.Po tym jak świat wokół mnie przestał się już zmieniać moje ciało zaczęło znowu się zmieniać z drobnej wilczycy zmieniłam się w wielkiego,silnego wilka,na mojej szyi pojawił się złoty naszyjnik z niebieskimi kamieniami.Wyglądałam...jakby to ująć jak wilken..

.Co mnie bardzo zdziwiło przecież nie jestem czystej krwi!

od Woodyn- Włos Newery


Dokańczam post Scalea
Gdy chłopcy wrócili,ja razem z Natalie,Roxi i Janet wyruszyłyśmy na poszukiwanie jaskini bogini wiatru Newery.Szłyśmy długi czas i nie mogłyśmy znaleźć tej jaskini.Byłyśmy w wielu jaskiniach ale nie znalazłyśmy nic nadzwyczajnego w każdej z nich roiło się po prostu od nietoperzy.Nagle usłyszałam krzyk.Okazało się że Janet wpadła do jakiejś jamy,weszłyśmy tam żeby ją odnaleźć.Okazało się że to była ta jaskinia której szukałyśmy przez cały czas.Przed nami stała złotowłosa dziewczyna miała niebieskie skrzydła,to była ona Newera...Od Noli dowiedziałam się że Newera lubi odważne wilczyce które szukają przygód więc obmyśliłyśmy podstęp.
-Witaj o pani Newero,szukamy przygód słyszałam że ty bogini wiesz gdzie są najciekawsze i najniebezpieczniejsze rzeczy.-Powiedziałam najbardziej elegancko jak się dało.
-Dobrze trafiłyście moje drogie,niedawno widziałam w okolicy jak wilczyca znikała przez owoc candreli możecie ją uratować jak chcecie mogę wam dać swój włos w zamian za to że jedna z was znajdzie dla mnie towarzysz który będzie magiczny, najlepiej żeby to był mały smok wiatru.-powiedziała bogini-Smok wiatru...łatwo takiego znaleźć niedaleko naszej wioski takie przecież są-pomyślała
-Dobrze znajdziemy ci takiego towarzysz-powiedziałam.Wyszłyśmy z jamy.Podeszłyśmy do gniazda smoków wiatru z tego że smoki te ufały nam,bo często je karmiłyśmy,łatwo było "zdobyć"jednego z nich.Mały smoczek imieniem Karal poszedł z nami,okłamałyśmy go że zaprowadzimy go do pięknego strumyka.Gdy doszłyśmy do Jaskini Newery i ona spostrzegła smoczka powiedziała:
-brawo gratuluję,on jest śliczny,proszę oto mój włos-Ucieszyły mnie te słowa już tylko została nam do zdobycia krew meduzy,bo ten cały proch ze skrzydeł nietoperz czy jak mu tam ma każda szanująca się osoba która robi eliksiry.

To Newera:
 A tu ten smok:


Od Scalea- morska przygoda

Dokańczam post Woodyn
-Muszę wam coś powiedzieć niestety ale mam tylko jedną wodną różę.Musicie wybrać kto pójdzie po krew meduzy-Powiedziała Nola
-Ja pójdę-krzyknąłem bez namysłu
- jesteś za młody ja pójdę-powiedział Nat
-Ja idę i koniec nie jesteś moim ojcem,nie będziesz mną rządził!!!- krzyknąłem po czym zabrałem Noli kwiat i pobiegłem nad morze,Nat zaczął mnie gonić lecz nie zdążył,wziąłem do ust kwiat i wskoczyłem do wody.Płynąłem długi czas gdy nagle przed mną zobaczyłem meduzę była straszna i miała na głowie węże ale co robić rzuciłem się na nią.Było trudno,meduza nie chciała się podać,walczyłem z nią długo.Po pewnym czasie wgryzłem ją w szyję zacząłem się dusić.Zapomniałem o ostrzeżeniu Noli!!!Przecież nie wolno mi było mi jej ugryźć jej krew była trująca!!!Szybko wziąłem flakonik na krew meduzy i przyłożyłem ją do rany omdlałej meduzy.Zawiesiłem sobie flakonik na szyi(był zawieszony na sznurku),wynurzyłem się na brzeg.
Nagle nad moją twarzą nachylił się Nat i powiedział:
-Mówiłem żebyś został!Daj flakon pójdę do wioski,zostawię go tam i przyprowadzę pomoc-czekałem po dziesięciu minutach nad mną nachyliły się Nola i Dr.Lola.Dr.Lola zmierzyła mi puls a Nola włożyła coś do pyska.Po chwili zacząłem normalnie"pracować". Gdy wróciliśmy do wioski Nola sporządziła eliksir i wypowiedziała jakieś tajemnicze słowa,potem kazała mi podejść i machnąć łapa nad kotłem...
Dale niech dokończy Półksiężyc.

To meduza:

To krew meduzy

To róża:

Od Półksiężyc-Początek końca

Dokańczam post Scalea
Nagle planety zaczęły wirować,mój wygląd zaczął się zmieniać na normalny,byłam znowu tą samą tajemniczą Póksiężyc.Z rozmazanych planet świat zmienił się w moją watahę obok mnie stał Scale.Rzuciłam mu się na szyję.Byłam szczęśliwa wróciłam do starego normalnego świata,nie miałam zakazu na spotykanie się z Scalem a wręcz przeciwnie mieszkaliśmy w jednej jaskini.Wszystko wróciło do normy prócz dwóch rzeczy:
1.Na co dzień spotykałam się z Scalem
2.Co pełnie księżyca zmieniałam się w tamtego wilka co się w niego zmieniłam gdy byłam otoczona planetami,ale to w niczym nie przeszkadzało
I co by tu więcej powiedzieć każda bajka ma szczęśliwe zakończenie!!!



Tu są postacie:


Półksiężyc:


 Scale:


 
Nat:
http://t1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQnQhu5uZEQRV1HYRe7XNFPVsUhcn4xAFUcHZmZABZWDgwD8CwukTtHi64x7w
Woodyn:


















Natalie:


 Zeke:
 
Nola:
 
Tori:

Angel:

Tofi:


Janet:

sobota, 19 stycznia 2013

Opowieści Willa-Rozdział 2


~~Opowieści Willa~~

~~Rozdział 2~~
~~Późny powrót Halta~~


Rano obudziłem się i zobaczyłem Alyss śpiącą koło mnie,poczułem,że nie mam już wszystkiego zdrętwiałego,więc wstałem i poszedłem zrobić wszystkim śniadanie. Wszedłem do spiżarni i jedyne co tam zobaczyłem to dzban mleka,kawałek chleba i dosyć duży kawał szynki,wziąłem to wszystko i poszedłem do kuchni. Pokroiłem chleb i szynkę,po czym położyłem je na największym talerzu jaki udało mi się znaleźć,potem zaparzyłem kawę,rozlałem ja do kubków,a mleko postawiłem na stole
-”Ciekawe gdzie miód”-pomyślałem,niby moja chata,a jednak nic nie mogę znaleźć
-Ledwo wyzdrowiałeś a już lecisz do garów,druga Jenny-usłyszałem głos Gilana
-Tylko,że w jej menu nigdy nie ma tylko chleba i szynki-powiedziałem
-Zapomniałeś wspomnieć o kawie-spojrzałem na niego spod łba
-No co?-wydawało by się,że pyta,poszedłem do sypialni w której spałem z Alyss,żeby ją obudzić.
Delikatnie szturchnąłem ukochana,po czym zobaczyłem,jak sięga po saksę,która leżała na stoliku,koło łóżka.
-Alyss,to ja Will-powiedziałem
-Nigdy więcej...-przerwałem jej-...tak,tak nie zaskakuj mnie,ale jak mam cię niby obudzić?
-Po ludzku,dobrze,że w końcu wyzdrowiałeś,a mogę wiedzieć,po co mnie budzisz?-spytała
-Bo zrobiłem skromne śniadanie i chcę,żebyśmy wszyscy zjedli razem-Wstała z łóżka,po czym ruszyła za mną do kuchnio-salono-jadalni. Przy stole już siedzieli Gilan i Malcolm i popijali kawę,na stole stał miód.
-Kolejny plus wybudzenia się-kawa z miodem-powiedziałem uradowany,po czym usiadłem koło Gilana.
-Zgadnij ile spałeś?-spytał Gilan
-Podróż do Macidaw dwa tygodnie w jedną stronę czyli w dwie cztery tygodnie,jakieś pięć tygodni?-spytałem
-Nie głuptasie,całe pół roku-powiedział Alyss po czym się do mnie przytuliła
-Co,jak to?
-Normalnie,a teraz coś zjedz,bo znowu osłabniesz-powiedział Malcolm. Zauważyłem, że ktoś doniósł jeszcze na stół ser i jakieś konfitury. Nie myśląc długo położyłem na kromkę chleba szynkę i zjadłem mini śniadanie. Potem wstałem i podszedłem do kredensu na którym zobaczyłem kilka nie wysłanych raportów. Przeczytałem je,ale nic nowego się nie dowiedziałem. Spojrzałem na łuk,podszedłem do niego i już chciałem za niego chwycić,gdy usłyszałem:
-Nawet się nie waż,nie po to tu przyjechałem aż z Macidaw,żeby być światkiem twojej śmierci zaraz po twoim wyzdrowieniu-no tak,polowanie,jeden dzień po wybudzeniu się z pół rocznej śpiączki,nie dobry pomysł. Poszedłem do sypialni po jakąś książkę,bo nie miałem zamiaru spędzić reszty dnia na gapieniu się w sufit,niestety moja biblioteczka uległa znacznemu uszczupleniu i znalazłem tylko dwie z piętnastu książek,które dawniej służyły mi za rozrywkę,chwyciłem za jedną z nich i poszedłem do salonu. Usiadłem na jednym z krzeseł i zacząłem czytać,gdy byłem w połowie,ktoś zapukał. Wstałem i ociężałym krokiem ruszyłem w stronę drzwi. Otworzyłem je i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Halt.
-Witaj Willu,co mnie ominęło?-spytał mnie dawny mistrz
-Halt...jak dobrze cię widzieć-przywitałem się z nim,po czym odstąpiłem od drzwi i wpuściłem do chaty starego zwiadowcę.
-Z kim rozmawiasz-usłyszałem głos Alyss z sąsiedniego pokoju,po czym do moich oczu doszedł odgłos otwierania drzwi.
-Ooo...Halt przyjechał-powiedział zdziwiona,podeszła do mnie i szepnęła mi do ucha:
-I co teraz załamie się jak dowie się o Pauline
-Powiem mu potem-odszepnąłem,po czym poszedłem po czajnik i zaparzyłem kawę,w międzyczasie Halt zdążył się przywitać ze wszystkimi. Gdy zaparzyłem kawę wyciągnąłem miód z
szafki i dodałem go do czterech z pięciu kubków,które później zaniosłem na stół. Usiedliśmy,każdy zaczął się dzielić wiadomościami z ostatnich siedmiu miesięcy. Aż w końcu doszliśmy do momentu  w którym Galijczyk zabił Pauline,zobaczyłem jak Gilan patrzy na mnie błagalnie,więc zacząłem opowiadać:
-Byłem z Pauline nad rzeką i nagle za krzaków w jej stronę...polecił...zatruty bełt i ona nie żyję-zobaczyłem łzy na twarzy Halta,drugi raz od prawie piętnastu lat. Tylko,że te pierwsze łzy na jego twarzy był z szczęścia,nie z rozpaczy. Zobaczyłem jak wstaje i szybkim krokiem idzie do stajni po Abelrda. Ruszyłem za nim i krzyknąłem:
-Halt,czekaj!Wiem,że cię to boli,dla mnie to też było trudne,proszę cię!-zobaczyłem,że odwraca się w moją stronę i nagle się do mnie...przytula,nigdy to do mnie nie dojdzie. Poklepałem go delikatnie po plecach.
-Wszystko będzie dobrze,wszystko,będzie dobrze-powiedziałem do byłego mistrza,usłyszałem,że wybucha płaczem,ale jednak widać było po nim,że w końcu przyzwyczai się,tak jak każdy...

piątek, 18 stycznia 2013

Luna-Nowa Wróżkokrewna

Opowiadanie na podstawie Baśnioboru
Aby dowiedzieć się więcej wejdź tu <<klik>>

-Mamo jak zostałam narkobliksem- spytałam się mamy
-Dowiesz się później od Setha,dla mnie to nie najmilsze wspomnienie -powiedziała moja mama Kendra
-Tak,to on narozrabiał,idź poszukaj łuku który zgubiłaś nad stawem,bo mam tego dość,że ciągle gubisz łuki i muszę ci nowe kupować-powiedział mój tata.                                                                  
-Oj tato,muszę?-spytałam się załamana,bo nie przyznałam się,że łuk wpadł mi po raz setny do stawu!
-Tak,idź już-powiedział Gavin,po czym ruszyłam w stronę lasu.
Po drodze jak zwykle spotkałam tylko kilka migoczących wróżek,nic innego,ciekawego.
Gdy doszłam zauważyłam siedzącego na brzegu Dorena.
-Cześć Doren!Co tu robisz?-spytałam się lekko przygarbionego satyra.
-Cześć!Czekam na pewną hamdriadę- odpowiedział
-"Stary dobry,dobry Doren,nigdy się  nie zmieni"-pomyślałam
-A ty?
-Przyszłam odebrać łuk najadą,ojciec mi kazał
-Życzę powodzenia,tylko nie wpadnij do wody-podeszłam do jeziorka i zaczęłam rozmawiać z najadami, żadnej nie udała się przekonać do podania łuku ,gdy nagle poczułam,że coś wciąga mnie do wody,przed wpadnięciem do wody usłyszałam tylko przerażony krzyk satyra,wiedziała,że to mój koniec.Jasnowłosa hamdriada wciągnęła mnie na samo dno gdy nagle usłyszałam głos:
-Luno!Chwyć się mojej ręki-przedemną pojawiła się biała,kobieca dłoń,chwyciłam ją,zaś ona wyciągnęła mnie na powieszchnie
-Wiesz kim jest twoja matka i kim ja jestem?-powiedziała ten sam głos co wcześniej
-Wróżkokrewną,a skoro pytasz i czuję zapach trawy,zboża i tak dalej to jesteś...królową wróżek-wypowiadając te słowa padłam na kalana
-Nie płaszcz się przed mną,nie po to tu przyszłam,chcę ci tylko powiedzieć,że przez to,że mnie dotknęłaś stałaś się wróżko...-nie dałam dokończyć królowej i krzyknęłam:
-...krewną!!!...przepraszam
-nic się nie stało dziecko i mama dla ciebie prezent-przed mną  pojawił się piękny niebieski łuk i kołczan pełen białych strzał
-Pamiętaj one są magiczne...-po tych słowach królowej wróżek przestała czuć piękną woń natury...
Luna z łukiem od Królowej Wróżek

Zwiadowcy Księga 1.Ruiny Gorlanu-Szczegułowe Streszczenie


Książka opowiada o sierocie imieniem Will,który mieszka w sierocińcu w lennie Redmont w raz z Horacym,Alyss,Jenny i innymi sierotami.
Chłopiec ten w dniu wyboru,zostaje odrzucony przez mistrza sztuk rycerskich i mistrza ujeżdżania,jednak nagle z cienia wyłania się zwiadowca Halt i podaje karteczkę baronowi Araldowi(baron lenna Redmont).
Ciekawski Will w nocy wspiął się na wieżę w której leżała tajemnicza kartka,ten czyn zmienił jego życie na zawszy.
Bowiem okazało się że ów kartka to tylko rekwizyt potrzebny do "egzaminu" który przygotował Halt,żeby sprawdzić czy młodzieniec nadaje się na jego ucznia.
Will oczywiście zdał egzamin i na drugi dzień musiał się stawić w chatce Halta.
 Gdy chłopiec dowiedział się że będzie się uczył u zwiadowcy był bardzo wystraszony ponieważ powszechnie uważano że zwiadowcy parają się czarną magia.
Po paru dniach Will oswoił się z myślom  że uczy się u  zwiadowcy i zobaczył że zwiadowca nie używa czarnej magii i nawet w nią za bardzo nie wieży.
Po pewnym czasie Halt wyposażył swojego czeladnika w pelerynę maskującą,krótki sztylet i długi sztylet który służył do rzucania a także w łuk,strzały oraz kawałek skóry który chronił rękę przed odstrzelaniem cięciwy.
Młody uczeń musiał dużo ćwiczyć sztuki krycia,strzelania z łuku,rzucania nożem,tropienia skradania itp.
Pewnego dnia Halt zaprowadził Willa do hodowcy zwiadowczych koni,uczeń tego dnia otrzymał konia imieniem Wyrwij.
Chłopiec szybko przywiązał się do konia.
W dniu wolnym dla czeladników dochodzi do bójki pomiędzy Willem a Horacym którzy żywią do siebie szczerą nie nawieść.
 Kilka miesięcy przed zjazdem zwiadowców Will w raz z Haltem wytropili wielkiego odyńca.
Zwiadowca kazał wieśniakowi przekazać baronowi że w lesie panoszy się wielka świnia i że trzeba ja upolować.
Podczas polowania okazało się że zamiast jednego dzika w lesie znajdował się jeszcze jeden dzik,który nagle wyskoczył za krzaków i zaatakował Horacego,gdyby nie Will który starał się obronić młodego rycerz,Horace pewnie dawno by nie żył.(pierwszego dzika zabił Horacy,drugiego zaś Halt)
Od tej pory Will i Horace byli najlepszymi przyjaciółmi
Wieść o polowaniu szybko rozeszła się po całym lennie(oczywiście "trochę" przesadzona),przez co dręczyciele Horacego chcieli się na nim zemścić gdyż uważali że młody czeladnik rycerski przyniósł hańbę uczniom szkoły rycerskiej przez to że dał się uratować,jak oni mówili?
Aaaa... uczniowi szpiega.
Pobili Horacego i postanowili pobić też Willa.
Horacy nadal wdzięczny Willowi postanowił uratować chłopca przed strasznym losem więc wziął drewniany miecz ćwiczebny i pokuśtykał pod chatkę zwiadowcy.
Na miejscu Will ćwiczył strzelanie z łuku gdy nagle usłyszał za plecami idących łobuzów.
Zaczęli oni dogryzać przyszłemu zwiadowcy ,gdy nagle zjawił się Horace zaczął atakować chuliganów jednak wypadł mu miecz.
Nagle za krzaków wyłonił się Halt i wytrącił jednemu z dręczycieli patyk który trzymał w ręce .
W ten sposób Horace zyskał czas żeby podnieść drewniany oręż,zaczęła się walka,Czeladnik rycerski powalił wszystkich trzech dręczycieli.
Po tym wydarzeniu trzej łobuzi zostali wyrzuceni ze szkoły rycerskiej.
Horace chciał jeszcze podziękować Haltowi za wszystko jednak zwiadowca w raz ze swoim czeladnikiem wyjechał na zjazd zwiadowców.
Na zjeździe okazało się że Halt w raz z Gilanem swoim wcześniejszym uczniem i   Willem muszą wyruszyć na misje w  której muszą zabić kalkary(potwory morgarata pana gór nocy i deszczu).
Podczas wyprawy zwiadowcy i uczeń muszą się rozdzielić(Will jedzie do Redmont,Halt konno śledzi kalkary a Gilan pieszo je śledzi).
W Redmont Will powiadamia o kalkarah barona Alarda i przedstawia swoja teorie na temat tego że kalkary chcą zabić Halta,potem wyrusz w raz z baronem i mistrzem sztuk rycerskich do Ruin Gorlanu gdzie powinien być Halt.
Na miejscu znajdują połamany łuk Halta,zmartwiony Will stara się znaleźć mistrza.
Gdy znajduje swojego mistrza okazuje się że zwiadowcę goni kalkara,po chwili baron Arald rzuca się na potwora jednak bestia poważnie go rani,potem zaś hipnotyzuje mistrza szkoły rycerskiej.
Gdy wszyscy trzej dorośli są obezwładnieni Will musi zainterweniować i wystrzeliwuje płonąca strzałę która zabija kalkarę.
Po walce wszyscy wrócili do Redmont gdzie baron Arald chciał podczas wielkiego zebrania podziękować Willowi za ratunek i mianować go rycerzem,tak ja Will wcześniej marzył,po dłuższym zastanowieniu chłopiec decyduje że jednak nadal będzie uczniem zwiadowcy.
Gdy przyszły zwiadowca szedł w stronę drzwi w cieniu zauważył Halta...uśmiechającego się...po raz pierwszy od kiedy Will się u niego uczył...


Tu zamieściłam opis postaci <klik>

Opowieści Willa-Rozdział 1

Oto pierwsza seria opowiadań(na podstawie "Zwiadowców"):

 

~~Opowieści Willa~~

~~Rozdział 1~~

~~Galijczyk warty Kurjerki i połowy zwiadowcy~~


-”Jak jej to powiedzieć”-głowiłem się nad kubkiem kawy,pytanie,na które nikt nie zna odpowiedzi.
Spojrzałem na Alyss jak zwykle wyglądała pięknie,tak,jeszcze ten warkocz zrobiony przez Pauline rano,kiedy jeszcze żyła. No tak kiedy żyła...
-Alyss...-zacząłem,poczułem uciska w gardle-...bo widzisz,rano byłem nad jeziorem i...i pewien Galijczyk...zabił Pauline- Zobaczyłem łzy na jej policzku,pierwsze od bardzo długiego czasu, przytuliłem się do niej miejąc nadzieję,że to ją pocieszy,jednak Alyss wyszarpała się z mojego uścisku i wybiegła z chaty.
-Nie ma po co za nią biec,zaufaj mi to jej nie pomoże-usłyszałem głos Gilana
-Ale...-przerwał mi-ostatnie czasy ja ją znam lepiej pamiętaj o tym-usiadłem do stołu i znowu zacząłem wpatrywać się w kupek z kawą
-Będzie trzeba zawiadomić Halta- powiedziałem
-Spokojnie,powiemy mu dopiero jak wróci-odpowiedział,spojrzałem na jego rękę i zauważyłem dosyć dużą bliznę,zauważył,że na nią patrzę,więc odruchowo zasłonił ją rękawem.
-To nic...-powiedział po czym ruszył w stronę drzwi do sypialni. Zostałem sam ze swoimi myślami, które co chwilę wyniszczały jakąś część nadziei,że jutro będzie tak jak zawsze...
Spojrzałem na łuk,który wisiał na wieszaku przy drzwiach,wstałem i wziąłem go,przed oczami pojawił mi się Galijczyk,który zapił Pauline.
-”Muszę go zabić”-pomyślałem,po czym ruszyłem do stajni po Wyrwija. Osiodłałem go i kłusem pognałem nad rzekę,gdzie po raz ostatni widziałem zabójcę. Dojechałem do rzeki i zobaczyłem czerwoną plamę krwi,ścisnęło mnie za gardło,chciałem się rozpłakać,jednak nie mogłem. Nagle poczułem jakiś delikatny podmuch wiatru,i poczułem ból w okolicach skroni.
-”To był bełt z kuszy”-przyszło mi do głowy i właśnie w tej chwili,gdy ta myśl spowijała mój umysł, za krzaków wyłonił się człowiek,ten sam,który zabił byłą mistrzynię Alyss. Machinalnie naciągnąłem łuk,jednak chybiłem,a raczej mój przeciwnik miał farta i w nieoczekiwanym momencie się schylił. Wyciągnąłem sakse i podbiegłem do mordercy,gdy byłem już blisko zobaczyłem,że sztylet, który trzymał zabójca ociekał jakąś zieloną mazią.
-Tylko nie pozwól mu się tym naciąć-usłyszałem głos...o dziwo,Alyss
-Dobrze-odkrzyknąłem,po czym zrobiłem unik,na szczęście zielona maź nie dotknęła mojej skóry. Szybko odwdzięczyłem się przeciwnikowi i rozciąłem mu rękę.
-Niezły jesteś,ale i tak za mało dobry by wygrać-i wbił mi sztylet w pierś,nogi pod mną się załamały,zobaczyłem jak Alyss podbiega do Galijczyka i jak wbija mu saksę prosto w serce po czym wrzuca go do wody,a potem już nic nie widziałem tylko ciemność i nic więcej,czułem się jakbym zasnął,a jednak wszystko wokół mnie słyszałem,odczuwałem czas,ale nie mogłem się ruszyć i otworzyć oczu.
-Will zbudź się!-usłyszałem wołanie Alyss
-Nie szarp nim-powiedział Gilan spokojnym głosem
-Z kąt się...no tak jesteś przecież zwiadowcą
-Trzeba go zabrać do chaty i pojechać po Malcolma,a dokładniej ja pojadę po Malcolma a ty staraj się go karmić i poić,czyli jednym słowem opiekuj się nim. Wierzę w ciebie-Usłyszałem przeciągnięty gwizd i cichy stukot kopyt Blaze'a,a potem wszystko ucichło nie słyszałem już nic...
-Otarł się o śmierć...-to pierwsze co usłyszałem po przebudzeniu,najpewniej powiedział to Malcolm
-Budzi się-powiedziała Alyss,po czym ścisnęła delikatnie moją dłoń,pierwsze co zobaczyłem to jej piękne blond włosy
-Co się...stał...o-ledwo powiedziałem
-Ledwo co nie zabił cię bełt od kuszy Galijczyka- odpowiedział Gilan
-Ale...pot...-głośno zakasłałem i poczułem potworny ból w gardle
-Nic nie mów,jesteś jeszcze za słaby- usłyszałem kroki,jednak czułem,że Alyss nadal trzyma moją rękę,po chwili przytuliła ją do swojego policzka,był cały mokry,najpewniej od łez.
-Ciesze się,że żyjesz,dwie bardzo ważne osoby w ciągu pół roku...-usłyszałem słowa mojej żony,czemu w ciągu pół roku,nie wiem,jednak nie chciałem się odzywać,bo nie uśmiecha mi się znowu poczuć ten straszliwy ból gardła.