środa, 12 marca 2014

Historia Tyvsy-cz.5

Do mojego pokoju weszła mama. Gdy zobaczyła Alyss uśmiechnęła się do niej po czym, chwyciła się ręcznika, którego miała na głowie. Zapewne właśnie się kąpała i nie spodziewała się gości.
-Dzień dobry - przywitała się wilko krwista
-Cześć...chciałam pokazać coś, to znaczy kogoś, Tyvsie, ale równie dobrze, możecie go poznać razem - podniosłyśmy się i ruszyłyśmy za moją matką. O dziwo zaprowadziła nas do wyjścia na ogródek. Na niebie świeciło słońce, ogrzewające moje gołe ramiona, dobrze, że nie nałożyłam kurtki. Spojrzałam na przyjaciółkę, uśmiechała się,w ten swój maniakalny sposób, który mówił, że ma tak zwany, napad wilczej głupawki.
-Nie krępuj się, miłego biegania - wystrzeliła jak proca i już po chwili zmieniła się w wilka. Wzdrygnęłam się...nigdy się nie przyzwyczaję. Jeszcze tydzień temu po prostu wesoło by biegała, a teraz...teraz zachowuje się, już całkowicie jak mój pies i do tego, dużo nie odbiega od niego wyglądem. Gdy zniknęła mi z oczu za garażem, usłyszałam rżenie, podbiegłam w tamtą stronę. Zaraz za winklem moim oczom ukazał się przepiękny, czarny unipeg.
 
Mistyczny koń, gapił się ze zdziwieniem na Alyss, która go wąchała. Czy moje życie, nie może, chociaż troszeńkę bardziej przypominać, życia no powiedzmy...takiej przeciętnej nastolatki, która nigdy w życiu, nawet nie wyobrażała sobie, że może być spokrewniona z którąś z magicznych istot. Taką, która w nie nawet nie wierzy. Było by świetnie. Ciekawe, kiedy okaże się, że któryś z naszych nauczycieli to, no nie wiem, duch, czarodziej...nie najlepiej wampir, który tak przypadkiem jest przyjacielem, tego którego zabiła Alyss.
Do moich uszu dobiegł łomot, a zza skrzydlatego konia wyłoniły się blade postacie. Spanikowany unipeg podbiegł do mojej matki, a Alyss...bo ona, nigdy, nie może zachować, choć maleńkiego śladu rozsądku...rzuciła się na wampiry (poznałam, że to one po kłach). Nawet nie zdążyła drasnąć pijawki, a już, leżała przewrócona do góry nogami, z rozkrwawioną łapą. Poczułam straszliwą wściekłość, taką jakiej jeszcze nigdy dotąd nie doznałam. Mój wzrok skierował się na ręce, na których rysowały się napięte żyły...zaczęłam się zmieniać.Tak samo jak ostatnim razem, moje ciało przybrało wilczy wygląd...

Tak wiem,krótka,ale mam dużo nauki

Tym razem z dedykacją dla Wiktorii,dzięki,której wróciłam do czytania i zaplanowałam wpleść,w to troszkę romansidła,ale to w przyszłości...
Miłego tańczenia Menuetu,Wiki;)

2 komentarze:

  1. Dzięki <3 Przepraszam że dopiero teraz, ale wcześniej niezauwarzyłam dydykacji :) Jestem wzruszona :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma za co;)Tylko błagam Cię nie uważa tego za akt słodkości:D

    OdpowiedzUsuń