środa, 2 kwietnia 2014

Historia Tyvsy-Rozdział 2 cz.1

Otaczały mnie drzewa.Piękne,zielone drzewa.Czułam woń kwiatów,otulała mnie niczym szal.Czyli tak wygląda raj.Pięknie tylko jakoś tak pusto i cicho.Rozejrzałam się w prawo i lewo jednak nadal nie spostrzegłam nikogo,ani niczego poza drzewami.Ruszyłam w głąb lasu,a on z każdym moim krokiem stawał się coraz ciemniejszy,ponury.Może jednak to piekło...Nagle usłyszałam śmiechy,ruszyłam w ich stronę.Wyprowadziły mnie na polanę,która już nie była pusta,na kocu,siedzieli jacyś ludzie.Podeszłam bliżej,aby się im przyjrzeć i spytać,gdzie jestem.Pierwsze co rzuciło mi się w oczy,to to,że chłopak był wampirem,a dziewczyna siedząca obok niego była...mną!Jak mogła być mną!Przecież ja to ja,a nie ktoś inny,stojący przed mną i wyglądający jak ja!I gdyby tego nie było mało,ta druga ja nagle pocałowała wampira i do tego namiętnie,z tęsknotą.Całowali się dobre parę minut,a ja jak kołek stałam i gapiłam się na nich.Czemu oni mnie nie widzą!Druga ja nagle wstał,krzyknęła coś,czego nie zrozumiałam,było to chyba w innym języku,a potem wbiegła w las.Wampir spojrzał na nią ze smutkiem,potem odwrócił się w moją stronę...i wtedy go rozpoznałam to był Quinn!
~*~*~
-Tyvsa!Tyvsa!Boże obudź się!-znajome głosy,kazał mi się obudzić,ale ja przecież nie spałam!Ja nie żyłam,choćby tak mi się zdawało...nagle wszechogarniająca mnie ciemność zniknęła i zobaczyłam nad swoją głową Alyss i Quinna-Ty żyjesz!Jejku...jak ja się bałam!Nic ci nie jest!Dziękuję!-wilko krwista,przytuliła mnie do siebie.
-Spokojnie,nic mi nie jest.Przyznałaś się,że się bałaś-uśmiechnęłam się,a moja przyjaciółka w odpowiedzi cicho warknęła.Podniosłam się i spojrzałam na ciało matki,a potem na Quinna,nagle przypomniało mi się,że kazałam mu się wynieść z mojego życia...
-Kazałam ci znikać-powiedziałam,nadzwyczaj spokojnym głosem.
-Ja,ja nie potrafię bez ciebie żyć.Czy ty w ogóle wiesz co to oznacza mieć pokrewną duszę-wiedziałam i to aż za bardzo...właśnie dotarło do mnie,że w rzeczywistości nie chcę,żeby odchodził,chcę,żeby był przy mnie.Czy ja w ogóle mam choć odrobinę mózgu!Przecież,to przez jego przyjaciół moja matka nie żyje!Ale ja go przecież kocham...Do oczu napłynęły mi łzy,pod wpływem impulsu rzuciłam się na Quinna i mocno wtuliłam w jego muskularne ciało.
-Wiem,ale boję się,jeszcze tydzień temu nawet nie przypuszczała bym,że WY istniejecie...a teraz...-odwróciłam głowę w stronę martwego ciała i wybuchłam płaczem,płaczem tak potwornym,że nic nie było słychać,poza moim pojękiwaniem.
-Cicho,cicho omorfiá,cicho jestem przy tobie.Już po wszystkim...-i wtedy wszystkie moje wątpliwości rozpłynęły się,wiedziałam,że bez niego moje życie straci ostatni jasny punkt.Quinn jest jedyną rzeczą,która może mnie wyleczyć...wyleczyć ze strachu i bólu...

Część tą dedykuje Seuś,bez niej z tego były by śmierdzące flaki z olejem :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz