wtorek, 22 października 2013
Malunki na Ścianach-Rozdział 3
Od kilku dni nie wychodziliśmy z domu i szukaliśmy różnych informacji,na temat mojej "rasy"(nie wiem po co).Ja miałam przeszukiwać książki,a Sam szukał w jakiś "wujku google",który mieścił się w dziwnym prostokątnym i wydającym odgłosy czymś, co Sam nazywał komputerem.
-Sam,kiedy wyjdziemy na dwór?-spytałam lekko znudzona ciągłym siedzeniem w zamknięciu.
-Kiedy tylko zechcesz,o pani-uśmiechał się do mnie łobuzersko
-Teraz
-Dobrze,więc chodź-ruszyliśmy w stronę wyjścia,otworzyłam drzwi i wyszłam,a on za mną.
-Wyszliśmy,cieszysz się?Chodź,wracamy-spojrzałam na niego spode łba
-Bardzo śmieszne
-No dobra,chodź pokażę ci miasto
-Ale,że miasto?Przecież ja się za bardzo wyróżniam
-Daj spokój,znam większe dziwadła
-Jasne...wiesz co mam pomysł,poczekaj-wyobraziłam sobie siebie "nowocześniejszą" i poczuła delikatne mrowienie po chwili przemieniłam się w rudowłosą dziewczynę,w bluzce w czerwono-czarne paski.
-Nie musisz szpanować...przepraszam chwalić-uśmiechnął się
-Zrób mi słownik,to będzie ci łatwiej
-Nie chce mi się
-Leniuch-Sam przystanął,zrobiłam to co on,po chwili stania,w ciszy spytałam się go:
-Po co stoimy,a nie idziemy do przodu?
-Czekamy na autobus-spojrzałam na niego zdziwiona-zobaczysz-po chwili przed nami,dosłownie pojawił się biało-zielono-niebieski sześcian,Sam wszedł do niego,a ja za nim.
-Tada,to zawiezie nas do następnego przystanku-uśmiechnął się i usiadł na dziwnym plastikowym(nauczyłam się tego słowa z książek) krześle,usiadłam koło niego.Po kilkunastu minutach,wysiedliśmy,a potem wsiedliśmy do innego autobusu.
-Po co wysiedliśmy,skoro znowu wsiedliśmy?-spytałam
-Tak dla fazy-ah te jego słowa
-Dla fazy?
-Dla zabawy
-Dużo to wyjaśnia...-dalej siedzieliśmy w milczeniu,aż w końcu dotarliśmy do parku.Sam wziął mnie za rękę i wyprowadził z zatłoczonego autobusu,a potem przeprowadził przez ten na dworze.Gdy puścił moją dłoń, powiedział:
-Gdzie chcesz iść najpierw,pod ten pomnik,-wskazał dziwne wykręcone coś-czy wolisz zobaczyć tamten?-wskazał odległy pomnik uwieczniający jakiegoś człowiek

-Ten z orłami,no chyba,że to nie orły...
-To orły,jesteś pierwszą,która ogarnęła to bez wycieczki szkolnej-ruszyliśmy,w stronę ogromnego pomnika, z każdym krokiem,jego rozmiary robiły coraz to większe wrażenie.Przez niego zdawało mi się,że jestem małą nie znaczącą nic mrówką i tak w istocie było.
Siedzieliśmy,w cieniu drzewa,a obok płynęła jakaś rzeczka,gdy wcześniej pytałam się Sam,co to za rzeka,on odpowiedział,że nie uważał na wycieczce szkolnej,czyli po prostu,że nie wie.Cały dzień spędziliśmy na chodzeniu w te i wew te.
-Idę kupić coś do jedzenia,poczekaj tu na mnie-zrobiłam to co kazał,po chwili zobaczyłam,że niesie jakieś dziwne żółte,małe prostokonciki. Nagle,przed moimi oczami pojawiła się wizja,tym razem tylko jedna.Ja i Sam siedzimy,tu w tym miejscu,w którym jestem,jemy,to co on niósł,Sam coś mówi,a potem ja rzucam mu się na szyję.Gdy "wróciłam" ze swojej wizji zobaczyłam nad sobą rękę i usłyszałam:
-Nic ci nie jest,co znowu widziałaś?
-Nic,daj spokój-usiadł koło mnie
-Masz zjedz to-podał mi coś zawiniętego w serwetkę-frytki,spróbuj-rozwinęłam papierek i wyciągnęłam jedną z frytek i włożyłam ją sobie do ust,smakowała podobnie do pieczonych ziemniaków.Odwróciłam się w stronę blondyna,nie jadł,wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.Po paru chwilach odwrócił się w moją stronę
-Wiesz...bo ja...kocham cię-widziałam,że kosztowało go powiedzeni tych kilku słów wiele stresu.Patrzyłam na niego, przez chwilę,zdziwiona,po czym rzuciłam się na jego szyję
-Ja ciebie też-spojrzałam mu w jego piękne błękitne oczy,a on mnie pocałował
-Sam,kiedy wyjdziemy na dwór?-spytałam lekko znudzona ciągłym siedzeniem w zamknięciu.
-Kiedy tylko zechcesz,o pani-uśmiechał się do mnie łobuzersko
-Teraz
-Dobrze,więc chodź-ruszyliśmy w stronę wyjścia,otworzyłam drzwi i wyszłam,a on za mną.
-Wyszliśmy,cieszysz się?Chodź,wracamy-spojrzałam na niego spode łba
-Bardzo śmieszne
-No dobra,chodź pokażę ci miasto
-Ale,że miasto?Przecież ja się za bardzo wyróżniam
-Daj spokój,znam większe dziwadła
-Jasne...wiesz co mam pomysł,poczekaj-wyobraziłam sobie siebie "nowocześniejszą" i poczuła delikatne mrowienie po chwili przemieniłam się w rudowłosą dziewczynę,w bluzce w czerwono-czarne paski.
-Nie musisz szpanować...przepraszam chwalić-uśmiechnął się
-Zrób mi słownik,to będzie ci łatwiej
-Nie chce mi się
-Leniuch-Sam przystanął,zrobiłam to co on,po chwili stania,w ciszy spytałam się go:
-Po co stoimy,a nie idziemy do przodu?
-Czekamy na autobus-spojrzałam na niego zdziwiona-zobaczysz-po chwili przed nami,dosłownie pojawił się biało-zielono-niebieski sześcian,Sam wszedł do niego,a ja za nim.
-Tada,to zawiezie nas do następnego przystanku-uśmiechnął się i usiadł na dziwnym plastikowym(nauczyłam się tego słowa z książek) krześle,usiadłam koło niego.Po kilkunastu minutach,wysiedliśmy,a potem wsiedliśmy do innego autobusu.
-Po co wysiedliśmy,skoro znowu wsiedliśmy?-spytałam
-Tak dla fazy-ah te jego słowa
-Dla fazy?
-Dla zabawy
-Dużo to wyjaśnia...-dalej siedzieliśmy w milczeniu,aż w końcu dotarliśmy do parku.Sam wziął mnie za rękę i wyprowadził z zatłoczonego autobusu,a potem przeprowadził przez ten na dworze.Gdy puścił moją dłoń, powiedział:
-Gdzie chcesz iść najpierw,pod ten pomnik,-wskazał dziwne wykręcone coś-czy wolisz zobaczyć tamten?-wskazał odległy pomnik uwieczniający jakiegoś człowiek
-Ten z orłami,no chyba,że to nie orły...
-To orły,jesteś pierwszą,która ogarnęła to bez wycieczki szkolnej-ruszyliśmy,w stronę ogromnego pomnika, z każdym krokiem,jego rozmiary robiły coraz to większe wrażenie.Przez niego zdawało mi się,że jestem małą nie znaczącą nic mrówką i tak w istocie było.
~~~
Siedzieliśmy,w cieniu drzewa,a obok płynęła jakaś rzeczka,gdy wcześniej pytałam się Sam,co to za rzeka,on odpowiedział,że nie uważał na wycieczce szkolnej,czyli po prostu,że nie wie.Cały dzień spędziliśmy na chodzeniu w te i wew te.
-Idę kupić coś do jedzenia,poczekaj tu na mnie-zrobiłam to co kazał,po chwili zobaczyłam,że niesie jakieś dziwne żółte,małe prostokonciki. Nagle,przed moimi oczami pojawiła się wizja,tym razem tylko jedna.Ja i Sam siedzimy,tu w tym miejscu,w którym jestem,jemy,to co on niósł,Sam coś mówi,a potem ja rzucam mu się na szyję.Gdy "wróciłam" ze swojej wizji zobaczyłam nad sobą rękę i usłyszałam:
-Nic ci nie jest,co znowu widziałaś?
-Nic,daj spokój-usiadł koło mnie
-Masz zjedz to-podał mi coś zawiniętego w serwetkę-frytki,spróbuj-rozwinęłam papierek i wyciągnęłam jedną z frytek i włożyłam ją sobie do ust,smakowała podobnie do pieczonych ziemniaków.Odwróciłam się w stronę blondyna,nie jadł,wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.Po paru chwilach odwrócił się w moją stronę
-Wiesz...bo ja...kocham cię-widziałam,że kosztowało go powiedzeni tych kilku słów wiele stresu.Patrzyłam na niego, przez chwilę,zdziwiona,po czym rzuciłam się na jego szyję
-Ja ciebie też-spojrzałam mu w jego piękne błękitne oczy,a on mnie pocałował

Subskrybuj:
Posty (Atom)